czwartek, 9 stycznia 2014

ROZDZIAL 2

W końcu dodaję rozdział :D Mam nadzieję, że komuś się spodoba ;d

ROZDZIAŁ 2 – PŁONĄCA KLAMKA I NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWE 


Z dedykacją dla mojej przyjaciółki, która zachęca mnie do pisania tej historii i zawsze z zafascynowaniem słucha moich opowieści. 






Wspinałem się po głównych schodach, które były ulokowane naprzeciw głównych drzwi. Całe były ze złota, wliczając w to również poręcze. Nadawało to bogactwa wystrojowi, ale nieźle też dawało po oczach. W każdym razie szedłem za Oliverem, który zaś był prowadzony przez Pana Lev’a, a za mną podążało jeszcze dwóch chłopców. Ale ja poświęcałem więcej uwagi otoczeniu.  Wszystko tu było przestronne, wielkie i dostojne, a mimo tego odczuwałem  wrażenie, że jest tu przytulnie. Skręciliśmy w lewo, dalej wchodząc po złotych schodach. A gdy postawiliśmy nogę na korytarzu wiedziałem, że znajdowaliśmy się nad jadalnią. Korytarz był bardzo szeroki i spowity był w mroku, co jednak mi nie przeszkadzało. Szliśmy cały czas do przodu, jednak gdy spojrzałem w prawo lub w lewo widziałem kolejne plątaniny korytarzy i schodów. Zmarszczyłem nieco czoło widząc, że często będę się gubił w tej szkole.
 

- Nie wychodźcie już z pokoi, o szóstej śniadanie.- Nawet nie zauważyłem gdy Pan Lev się zatrzymał. Staliśmy pod pokojem zanumerowanym 2201. Chwilę się przyglądałem jego twarzy, która w kącikach oczu była pomarszczona. Jego nos był orli, oczy schowane za krzaczastymi, ciemnymi brwiami, a przerzedzone włosy miał w nieładzie. Ubrany był trochę jak kamerdyner, a przy białym kołnierzyku miał przypiętą czarą broszkę, taką samą jaką nosili prefekci Nogard’u. Ale tym razem znów nie zdążyłem się jej przyjrzeć bo Pan Lev zniknął jednym z krętych korytarzy.
 

-Idziesz czy nie?- Rozległ się nieco zniecierpliwiony głos Oliver’a, który opierał się o framugę drzwi. Ja uśmiechnąłem się przepraszająco i poprawiłem plecak na ramieniu. Wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drewniane drzwi. W pokoju nie byłem sam z Oliverem. Było jeszcze dwóch innych chłopaków.
 

-Cześć!- Odezwał się ten, który siedział na łóżku pod ogromnym oknem. Pościel jego łóżka była w kolorach bordowego. Ściany były wykonane z czerwonej cegły, ale nie bił od nich ziąb. Wręcz przeciwnie, w pokoju było gorąco. Ale sam nie wiedziałem czy to z dzisiejszych wrażeń czy po prostu jest w pokoju tak dużo ludzi.
 

-Cześć.- Zmusiłem się do krótkiego uśmiechu i stwierdziłem, że chłopak musi być w moim wieku. Jego niebieskie  oczy obserwowały mnie, a jasne włosy były starannie uczesane. – Jestem Nick.
 

-Josh.- Rzucił krótko.- Wam też się wydaje, że ta szkoła jest dziwna?- Opadł miękko na poduszki a ja podszedłem do jedynego wolnego łóżka, które znajdowało się przy ceglanym kominku.
 

-Daj spokój, ta szkoła to renoma. Ciesz się, że cie tu przyjęli.-Odezwał się chłopak o niesamowicie czarnych włosach i dziwnie jasnych oczach. Był tak chudy, że zacząłem się zastanawiać od ilu dni się głodził.  Szukał czegoś w swoim plecaku, ale niespodziewanie przeniósł przerażające oczy na mnie.- Leon.- mruknął cicho i znów wrócił do szperania w torbie.
 

Nieco zdziwiony przeniosłem spojrzenie Olivera, którego łóżko znajdowało się niedaleko mojego. Ten tylko widząc wyraz mojej twarzy roześmiał się cicho. - Ja jestem Oliver.- Uśmiechnął się szeroko i rzucił swoje rzeczy pod łóżko. – Dobra, to idziemy?- Potarł ręce, wstając energicznie.
 

Ja przeniosłem na niego zmieszane spojrzenie i położyłem swoje rzeczy koło łóżka.- Przecież ten facet powiedział nam, że mamy nie wychodzić już z pokoi.-Powiedziałem poprawiając swoją czarną bluzę. Oliver wywrócił oczami na moje słowa i podszedł do mnie czochrając moje włosy, co mnie rozdrażniło. 

-Nie bądź taki Nick.- Zaśmiał się i wskazał na Josh’a i Leon’a.- Wszyscy są tu zgodni, żeby pozwiedzać nową szkołę?- Spojrzał po nich znaczącym wzrokiem, a blondyn podskoczył uradowany. 

- Ja się na to pisze.- Podszedł do drzwi, a nasze spojrzenie skierowały się ku Leon’owi, ten tylko wzruszył ramionami i bez słowa również podszedł do dębowych drzwi.
 

-No to teraz nie masz wyjścia, Nick. Musisz z nami iść.- Westchnąłem cicho i przeczesałem włosy, jednak nadal były w nieładzie. Wiedziałem, że wpakuje się w niepotrzebne kłopoty ale jednak nie można być pesymistą, może pochodzimy chwilę i niezauważeni wrócimy do pokoju.- Niech wam będzie.- Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i chwyciłem za klamkę, jednak gdy na nią nacisnąłem ani drgnęła, jednak prawie natychmiast zaczęła się nagrzewać aż do czerwoności. Z sykiem odskoczyłem od gorącego metalu i spojrzałem na swoją prawą dłoń ze zdziwieniem. Rozszerzyłem oczy widząc paskudną ranę.
 

-Co jest?!- Podniosłem dłoń i przycisnąłem ją do brzucha. Zacisnąłem mocno zęby i kucnąłem. Jeden z chłopaków podniósł mnie i zaciągnął do łazienki. Chwycił mocno moja dłoń, przez co po moim ciele przebiegł kłujący ból. Po chwili poczułem lodowatą wodę, która sprawiła, że moja ręka zaczęła niesłychanie szczypać. Krzyknąłem bo czułem, że coś wyżera mi  skórę. Chciałem komuś powiedzieć, żeby odciął mi rękę czy coś, ale nie potrafiłem wydusić z siebie głosu.
 

-Co się dzieje?!- Słyszałem zdenerwowany głos Josh’a. Po chwili znów poczułem szarpnięcie i zostałem wyprowadzony z łazienki. Leon ciągnął mnie do kominka, przy którym stał Oliver i rozpalał ogień. Kucnął przy rozżarzonym drewnie i wciął głęboki wdech. Oliver zaczerpnął tak wiele powietrza, że jego brzuch prawdopodobnie dotknął kręgosłupa. Uniosłem na niego spojrzenie, a z jego ust wypłynął ogień. Rozszerzyłem swoje oczy jeszcze bardziej, co w ogóle nie powinno być możliwe i coś podpowiedziało mi, że czas uciekać. Zacząłem się szarpać ale uścisk nie zelżał, wręcz przeciwnie, palce na moich ramionach zacieśniły się jeszcze mocniej. 

Oliver kaszlnął kilka razy i podszedł do mnie . Patrzałam na niego z przestrachem, prawie zapominając o bólu ręki. Moi współlokatorzy pochwycili moją poparzoną rękę i skierowali ją w stronę ognia.
To jacyś wariaci! Chcą mnie okaleczyć! Muszę uciekać! –takie właśnie myśli kręciły mi się po głowie w tamtej chwili. Jednak trzej przeciw jednemu, to nie był korzystna sytuacja dla mnie. Opierałem się na tyle na ile mogłem, ale gdy zerkałem moja ręka była coraz bliżej ognia. 

-Uspokój się Nick!- Warknął w moją stronę.- Zaufaj mi!- To było ostatnie co słyszałem zanim moją rękę spowiły płomienie. Zacisnąłem mocno oczy spodziewając się sto razy większego bólu, niż ten którego doznałem na klamce. 

… Jednak czułem tylko przyjemne ciepło. Nie zrozumcie mnie źle. To nie było takie ciepło jak od kaloryfera. Było to jak uczucie, które rozchodziło się po całym moim ciele. Przestałem się szamotać i sam zbliżyłem się do ognia. Otworzyłem oczy i przyglądałem się z zafascynowaniem, że płomienie nie wyrządzają mi żadnej krzywdy. Owijały się wokół moich palców oraz rany. Po chwili wyciągnąłem swoją rękę z kominka i przyglądałem się jej z zaskoczeniem i totalnym zszokowaniem.
 

Miałem w głowie tak duży mętlik, że była tam pustka. Usiadłem na posadzce a wzrok nadal miałem utkwiony w zagojonej dłoni. Przecież teraz powinienem mieć całą poparzoną rękę ale na niej nie było ani zadrapania.  Nawet nie zauważyłem, że Oliver wciąż ukazał koło mnie, a Josh i Leon są wpatrzeni we mnie.  

-Posłuchaj, Nick.- Odezwał się ochrypłym głosem Oliver.- Jestem pewny, że nic nie rozumiesz co się stało.- Nie odpowiedziałem, ani się nie poruszyłem nawet na milimetr. –Musimy iść do dyrektora.
 

Uniosłem na niego spojrzenie i mój oddech gwałtownie przyspieszył.- Co to miało być?- Mój głos drżał.- Co to miało być!? Co to są za jakieś głupie sztuczki?!- Wstałem i zachwiałem się, ale Oliver podtrzymał mnie do ramię, a ja zastanawiałem się czy wypluje na mnie kolejną kule ognia. Odepchnąłem go od siebie i odsunąłem się od nich mierząc ich wszystkich wściekłym spojrzeniem.
 

-Musimy iść do dyrektora.- Ponownie usłyszałem to zdanie, jednak z ust Josh’a, który przyglądał mi się śmiertelnie poważnym wzrokiem.
 

-Nie będę szedł do żadnego dyrektora!- Krzyknąłem- Macie mnie stąd wypuścić!- Spojrzałem w kierunku drzwi, jednak powstrzymała mnie klamka, do której straciłem zaufanie.  Odepchnąłem ich od siebie i zmierzyłem oskarżycielskim wzorkiem.  Niby miałem im za złe to, że dali mi ręce do ognia ale z drugiej strony dzięki tym płomieniom nie mam nawet blizny po poparzeniu.



Gdy ponownie zerknąłem na drzwi, klamka drgnęła a w drzwiach stanął Anthony Ward. Wyprostowałem się a moje oczy pobiegły w kierunku stolika, na którym leżały regulaminy, których nie przeczytaliśmy. Prefekt wpatrywał się we mnie tymi czerwonymi oczami. Za nim stał Pan Lev i dziewczyna, która także była prefektem.
 

-Nicholasie Cross, jest jakiś problem?- Zapytał zakładając ręce za plecy a na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Ward wyglądał jakby dobrze wiedział co się stało w naszym pokoju i miał teraz z tego niezłą uciechę. Mi już tak do śmiechu nie było. Zaczynałem myśleć, że ta szkołą to po prostu jakieś wariatkowo. Przynajmniej to by wyjaśniało czemu ojciec zapisał mnie akurat do tego internatu.
 

-Tak!- Uniosłem się.- Chce wrócić do domu.- Zażądałem zaciskając dłonie w pięści. Nie żebym się bał czy coś, ale sami rozumiecie. Dziwnie się czułem gdy jakiś koleś patrzał na mnie czerwonymi oczami, a wcześniej włożyłem rękę do ognia nie raniąc się.
 

-W porządku, ale najpierw porozmawiasz z dyrektorem.- Rzucił łagodnie czerwonooki w moją stronę, a jego uśmiech nie znikał, co niesamowicie mnie drażniło. Miałem ochotę zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy. Stałem w miejscu zaciskając dłonie tak mocno, że stały się białe. Prefekt o nietypowych oczach nie czekał na mnie. Po prostu wyszedł pewnym krokiem. Westchnąłem i przewróciłem oczami, a następnie wyszedłem z pokoju buntowniczym krokiem mijając dziewczynę i Pana Lev’a ale słyszałem kroki za sobą, więc na pewno szli za mną. Ja natomiast wściekły wpatrywałem się w plecy Ward’a. Co jakiś czas słyszałem jego śmiech, który odbijał się miedzy korytarzami szkoły.  Nie wiem czemu ale czułem straszliwą niechęć do tego kolesia i właściwie to miałem wrażenie, że ten incydent z klamką to jego wina.
  
Po paru minutach wędrówki przez kręte korytarze, które dla mnie wszystkie wyglądały tak samo, w końcu znaleźliśmy się przed białymi drzwiami. Miały wysokość około dwóch metrów, więc robiły niezłe wrażenie. Gdy się bardziej przyjrzałem zauważyłem, że na owych drzwiach wyryta jest jakaś historia. Było tam jakieś miasto, na innym elemencie dwa smoki, które walczyły, a na samym dole widniały kryształy, które błyszczały na niebiesko. 

Anthony stuknął trzy razy w drzwi, w odpowiednie miejsca a od zamka na klucz rozrosły się czarne smugi tworząc herb Nogardu, czyli głowę smoka. Naraz gdy myślałem, że jakiekolwiek sztuczki z ogniem mnie już nie spotkają, czarne smugi na białych drzwiach zapłonęły tworząc smoka, który wydawał się żywy. Ten widok sprawił, że cofnąłem się do tyłu, ale dziewczyna za mną pilnowała abym czasem nie uciekł. Przełknąłem ślinę i pewnym krokiem podążyłem ponownie za prefektem, który wszedł do największego gabinetu jakikolwiek widziałem.
 

  W środku wszystko było białe zaczynając o podłogi a kończąc na okładkach książek, które były ustawione na pułkach. Stwierdziłem, że ten facet musi mieć bzika na punkcie czystości. Jednak sam gabinet i jego wystój zrobiły na mnie wrażenie. Przede mną znajdowało się biurko ze szkła, a przy nim siedział dyrektor Nogard. Na środku przeźroczystego mebla widniał płonący napis: „Dyrektor Bonsonzen”. Pisał coś długim czarnym piórem, ja natomiast przeniosłem spojrzenie na lewą stronę pomieszczenia, gdzie znajdowała się ogromna biblioteka, oczywiście w kolorze bieli. Po prawej zaś był kominek, także biały, jedynie płomienie miały blady czerwony kolory. Za dyrektorem widziałem ogromną rzeźbę przedstawiającą śpiącego smoka o złotym kolorze. Przyglądałem się chwilę jego prawdziwemu pyskowi i dojrzałem jakiś okrągły znak na jego czole. Znak przedstawiał małą kropkę, a wokół niej kreski, z których odstawały haczyki skierowane do kropki. Nie wiedziałem co przedstawia ten symbol więc przeniosłem spojrzenie na dyrektora, który aktualnie przyglądał mi się ze swoim grymasem na twarzy.
 

 Siwowłosy mężczyzna odchrząknął i machnął ręką na Anthony’ego, który kiwnął głową i ostatni raz posłał mi cwaniaczki uśmiech, następnie wyszedł zamykając drzwi z cichym kłapnięciem. Nie zamierzałem czekać aż facet łaskawie się odezwie.
 

-Chce wrócić do domu.- Mruknąłem zdając sobie sprawę, że pewnie brzmię jak małe naburmuszone dziecko.
 

-Proszę wytłumaczyć najpierw Panie Cross, dlaczego żąda Pan powrotu do domu?- Pan Bonsonzen  spojrzał po mnie kładąc złączone ręce na szklanym blacie.
 

-Bo, kiedy chciałem wyjść z pokoju poparzyła mnie klamka, a potem moi współlokatorzy włożyli mi rękę do ognia!- uniosłem się rozkładając ręce, nie kryjąc swojej złości. Jednak Dyrektor Nogardu tylko spokojnie spojrzał po mnie a swój chłodny wzrok przesunął na moje dłonie. 

-Z tego co widzę nie masz żadnych okaleczeń.- Mruknął unosząc brew do góry. Wstał z dziwnego krzesła, które wyglądało jakby zostało wykonana przez samą naturę. Świecące kryształy wyginały się we wszystkie strony, jednakże miejsce na siedzenie było gładkie i wyglądające na miękkie.
 

-Czasem do Nogardu trafiają osoby jak Pan.- Spojrzał na mnie i podszedł do kominka.- Muszę Panu powiedzieć, że do tej szkoły nie są przyjmowanie  normalni uczniowie, Panie Cross. Ale dzięki temu ta szkoła jest coś warta.
 

- Więc, co?- Prychnąłem zażenowany jego głupią gadką.-Są tu psychiczni ludzie, zgadłem?- skrzyżowałem ręce na torsie i uśmiechnąłem się drwiąco.  Bonsonzen spojrzał po mnie i zmarszczył nieco brwi widząc moją niezadawalającą go postawę, jednak nic sobie  z tego spojrzenia nie robiłem.
 

-Zdarzyło się Panu kiedyś myśleć, że smoki mogą istnieć, Panie Cross? –Wpatrywał się w tańczący ogień.- Uniósł głowę do góry spoglądając na wysoki sufit.- Żartuje tylko, przecież smoki już nie istnieją.- Zaśmiał się ochryple ale zaraz potem znów na mnie zerknął a jego roześmiany uśmiech zaczął stopniowo znikać. –Ale ich potomkowie już tak.
 

Moja reakcja była chyba normalna, no bo kto by uwierzył w takie słowa? W każdym razie ja na pewno nie. Sytuacja, w której aktualnie się znajdowałem utwierdzała mnie w przekonaniu, że ci ludzie powinni dawno być zamknięci w ośrodku psychiatrycznym i nie mieć kontaktu z innymi ludźmi. Po paru minutach gdy w gabinecie panowała głucha cisza, zacząłem myśleć o incydencie z klamką, o płonących smugach na drzwiach gabinetu. Ale nadal jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
 

-Co Pan ma na myśli?- Odezwałem się już spokojniejszym tonem, a dyrektor wskazał na olbrzymią bibliotekę.
 

-Zapewne słyszałeś legendy o smokach.- Skończył mówić do mnie na per pan, przez co czułem się trochę mniej spięty.- Spróbuj choć trochę uwierzyć w to co zobaczysz.-Mruknął do mnie niezbyt zachęcającym tonem i kazał mi stanąć dokładnie parę centymetrów  przed książkami. Nie wiedziałem czy mam coś zrobić więc zerknąłem w bok, a w tej samej chwili wokół mnie zaczęły unosić się płaty białej farby. Spojrzałem na bibliotekę a książki zaczęły jakby się rozpadać. Zmrużyłem oczy bo biel zaczęła mnie oślepiać.



 Gdy znów podniosłem powieki wisiałem w powietrzu. Zacząłem machać zdesperowany rękami i nogami, jednak czułem grunt od nogami. Rozejrzałem się wokół siebie a nade mną przelatywały ogromne i zarazem przerażające, a przede wszystkim PRAWDZIWE SMOKI.  Nie bałem się. Byłem zafascynowany widząc jak stworzenia machają skrzydłami. Z ich gardeł wydobywały się gardłowe dźwięki, podobne słyszałem na filmach o dinozaurach. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, czując sie wolno tak samo jak smoki. Jednak sceneria zmieniła się. 

Ogień, strzały, kamienie i inna wszelaka broń leżała na szarej ziemi. Widziałem też martwe ciała ludzi ubranych w starożytne zbroje, a także smoki. Usłyszałem cichy szloch. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku i dostrzegłem największego smoka o szarym pancerzu. Przy jego głowie siedziała dziewczyna o czarnych włosach ubrana w zwiewną, białą suknię. Była w ciąży, a na jej sukni w okolicach brzucha widniał taki sam znak co na marmurowym smoku w gabinecie dyrektora.
 

Scena, znów uległa zmianie. Widywałem kobiety w ciąży z tym samym, rozpoznawalnym znakiem na różnych częściach ciała. Potem ukazywały mi się jakieś dzieci, które zionęły ogniem, latały, walczyły, niektóre z nich miały na twarzy łuski, jeszcze inne żółte oczy.
 

 Ostatni obraz jaki zobaczyłem była moja matka. Nie pytajcie mnie jak ją rozpoznałem, bo nigdy jej nie wiedziałem, ale po prostu wiedziałem, że to ona. Przy niej stał mężczyzna o ciemnych włosach i żółtych oczach, a na jego skroni widniał symbol.  Przeglądali się jakiemuś dziecku w łóżeczku. 

-Będzie wspaniałym Drakonem.- Odezwała się moja matka przytulając do siebie ciemnowłosego mężczyznę. 

-Będzie silny, w końcu to nasz syn.- Pocałował kobietę we włosy, obejmując ją w pasie.
 

Cała ta chwila bądź czyjeś wspomnienie zaczęło się rozlatywać. Pomału kawałki zaczęły się odrywać aż w końcu powróciłem do szkoły Nogard.
 

-Wiesz kim już jesteś?- Obudził mnie z transu głos dyrektora, który wpatrywał się we mnie zaciekawionym wzrokiem. 

-Tak.- Rzuciłem krótko.- Jestem Drakonem.- Odparłem pewnie i w pełni wiadomy co „Drakon” oznacza. Na mojej prawej skroni wypalił się Smoczy Znak, taki sam jak u człowieka o żółtych oczach, który był chyba moim prawdziwym ojcem.  






1 komentarz:

  1. niesamowitee !! :D normalnie zajebiście piszesz . Prosze ! dodaj nowy rozdział ! <33 czekam xD

    OdpowiedzUsuń