niedziela, 22 grudnia 2013

RODZIAL 1

RODZIAŁ 1 – UCZĘSZCZAM DO NOGARD- SZKOŁY DLA DZIWAKÓW.


Te dziesięć dni zleciało mi naprawdę szybko. Może dlatego, że całymi dniami robiłem to samo. Spałem do południa, zamawiałem jakieś niezdrowe jedzenie, czytałem książki albo patrzałem na telewizor. Chociaż kilka razy spacerowałem wokół tego małego jeziora, które znajdowało się niedaleko mojego domu. Właściwie to chodziłem tam po to, bo miałem złudną nadzieję, że spotkam jakiś rówieśników, którzy również wybrali się na spacer. Ale bez powodzenia. Gdy chodziłem nie spotykałem nikogo poza ptakami, jakimiś porzuconymi kotami i nawet nie widziałem tego staruszka, któremu przyglądałem się z okna parę dni temu.

Teraz siedziałem w domu i buszowałem w kuchni chcąc znaleźć coś normalnego do jedzenia. Ale wyglądało na to, że nic nie ma. Zerknąłem na zegarek, który wskazywał godzinę czternastą. Postanowiłem, więc iść do jakiegoś sklepu zrobić zakupy, żeby mieć coś do jedzenia  również w drodze do mojej nowej szkoły.
Osobiście mało wiedziałam na temat tego internatu. W zasadzie to wiedziałem tylko tyle, że to internat. Nie interesowało mnie to gdzie pojadę, z kim i co to w ogóle za szkoła. Nie nawiedziłem jej, ponieważ to ona będzie mnie oddzielać od ojca. Mimo, że tata często mnie irytował i denerwował to tak naprawdę chciałbym spędzić z nim trochę czasu. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś pojedziemy razem na fajne wakacje, tylko we dwoje. Nie jestem dobry w okazywaniu uczuć czy czymś takim, więc nie zdziwiłbym się gdyby mój ojciec pomyślał, że on mnie nie obchodzi.

Wziąłem swój telefon i pieniądze. Narzuciłem na siebie niedbale bluzę i wziąłem swoje stare adidasy, które były już nieźle zniszczone. Zerknąłem w lustro, które wisiało na ścianie i chwilę się sobie przyglądałem. Przez ułamek sekundy zastanawiałem się jak wyglądała mama.
Zamknąłem drzwi z głośnym hukiem i zarzuciłem kaptur czarnej bluzy na głowę. Mimo tego, że jest jeszcze sierpień pogoda nie wyglądała najlepiej. Deszczowe chmury wisiały nade mną, a od czasu do czasu powiewał zimny wiatr.

Po paru minutach oddaliłem się znacznie od domu, jednak nadal nigdzie nie spotkałem sklepu. Ale szedłem dalej przed siebie nie przejmując się tym, że z nieba zaczyna padać deszcz. W końcu gdy szedłem chodnikiem zauważyłem centrum miasta. Parę sklepików, jeden przystanek. To miasto było na prawdę małe. Nie mogli wysłać ojca do jakiegoś większego miasta? Westchnąłem tylko i ruszyłem do pierwszego lepszego sklepu. Wszedłem do środka a dzwonek zabrzęczał, gdy otworzyłem drzwi. Sprzedawca spojrzał na mnie znad gazety ale po chwili gdy już mnie zmierzył spojrzeniem wrócił do lektury.

-Dzień Dobry.- Mruknąłem smętnie i ruszyłem szybko przed siebie nie czekając na odpowiedź. Przechodziłem między regałami i sięgnąłem po parę kruchych ciastek oraz czekoladę. Wziąłem również parę butelek wody i jakieś bułki, które i tak nie wyglądały apetycznie jak z resztą wszystko w tym sklepie. Gdy stwierdziłem, że to wszystko podszedłem do sprzedawcy, on nawet nie zwrócił na mnie uwagi tylko dalej czytał stara gazetę.

Odchrząknąłem chcąc zwrócić na siebie uwagę.- Przepraszam?- Rzuciłem podirytowanym głosem. Dopiero wtedy mężczyzna o siwych włosach i białym fartuchu, który nie był zawiązany ze względu na jego ogromny brzuch, spojrzał na mnie małymi oczkami i odłożył gazetę marudząc pod nosem. Bez słowa przyglądał się produktom i podliczył cenę, którą miałem zapłacić. Ja nie pozostawałem mu dłużny. Z buntowniczą postawą rzuciłem pieniądze na ladę i zabrałem zakupy ze sobą. Ze zmieszaną mina wyszedłem na zewnątrz. W końcu jacyś ludzie się pokazali. –mruknąłem w myślach i przejechałem spojrzeniem po jakiejś kobiecie niosącej siatki, po paru autach i po dzieciach, które biegały. Jednak moja uwagę przykuł ktoś inny. Masywna postać ubrana cała na czarno wpatrywała się wprost na mnie. Nie widziałem oczu, czy nawet twarzy bo kaptur owej postaci wszystko zasłaniał, jednak dreszcze, które przebiegły mi po plecach wywołane były lodowatym spojrzeniem nieznajomego. Przełknąłem ślinę i już chciałem iść do domu ale nie mogłem się ruszyć. Dosłownie. Spanikowany rozglądałem się wokół aby kogoś zawołać ale nie umiałem poruszyć nawet językiem. Nagle usłyszałem dźwięk głośnego silnika samochodu, który przejechał przede mną. Wtedy na chwilę straciłem z oczu nieznajomą czarną postać. Przejazd samochodu trwał parę sekund, ale gdy chciałem znów przyjrzeć się osobnikowi, już go niebyło. Zrobiłem krok w tył i nadal zdezorientowany wpatrywałem się z uniesionymi wysoko brwiami w miejsce gdzie stał ktoś, kto sprawił, że nie mogłem się poruszać.
Puściłem się biegiem do domu. Ani na moment się nie zatrzymywałem choćby na moment. Ledwo łapałem oddech ale coś kazało mi biec do domu i nie zatrzymywać się. Reklamówka z jedzeniem głośno szeleściła ale ja tego nie słyszałem.

Wpadłem do domu i zamknąłem drzwi za sobą na klucz, o czym opadłem na ziemię.

-Co to było?- Wydyszałem biorąc cały czas głębokie wdechy. Puściłem reklamówkę i przetarłem oczy. Nie wiedziałem co myśleć tylko siedziałem bezradnie dwie godziny pod tymi drzwiami. Próbowałem jakoś to sobie wytłumaczyć, ale jedyne co zrozumiałem to to, że jestem zmęczony i może zaczynam świrować. Ale bardziej postawiłem na to drugie.

~PUK PUK~

Gdy ktoś zapukał do drzwi myślałem, że na chwilę stanęło mi serce ale w miarę szybko się uspokoiłem i otworzyłem drzwi. Przede mną stał mój ojciec.

-Cześć synu.- Odparł i wyminął mnie w drzwiach. Ciągnął za sobą małą walizkę i zgniatał pod pachą jakieś rulony.

- Jestem ciekaw czym ty byłeś tak bardzo zajęty, że nie rozpakowałeś tych kartonów.- Usłyszałem z kuchni, ale ja tylko zamknąłem drzwi i ruszyłem do góry.  Zaświeciłem światło bo za oknem było już całkiem ciemno. Wyciągnąłem walizkę i rzuciłem ją agresywnie na łóżko. Zerknąłem na kalendarz i dopiero teraz zorientowałem się, że ta głupia konferencja trwała dużo więcej niż cztery dni. Otworzyłem szafę i zacząłem się pakować. Zabrałem swoje ubrania, przybory toaletowe, zeszyty, książki, których będę potrzebować w szkole oraz spakowałem te książki, które czytam dla przyjemności. Po godzinie położyłem ostrożnie walizkę na ziemię i uznałem, że wszystko czego potrzebowałem jest spakowane. Przebrałem się i położyłem do łóżka. Ustawiłem budzik na szóstą rano i postawiłem go na szafce nocnej. Zakryłem swoją twarz dłońmi i wydałem z siebie głośne westchnięcie. Rozmyślałem co dziś zaszło przed sklepem ale coraz bardziej zaczynałem wierzyć, że po prostu mi się zdawało. Przecież to nie możliwe żebym nie potrafił się ruszać.
-Mam zbyt bujną wyobraźnię.- mruknąłem pod nosem i przekręciłem się na bok. Zamknąłem oczy próbując zasnąć.


W moich uszach zadzwonił przeokropny dźwięk, który wyrwał mnie ze słodkiego i spokojnego snu. Zezłoszczony, wstałem gwałtownie wziąłem budzik,  szybko otworzyłem okno i mocno się zamachnąłem wyrzucając mechanizm. Z trzaskiem zamknąłem okno i usiadłem na łóżku. Najwidoczniej dzisiejszy dzień będzie dniem, w którym wszyscy mnie denerwują i irytują. Ale postanowiłem być dziś otwarty przynajmniej gdy już dotrę do tej szkoły. Co jak co ale nie chce znowu być odludkiem. Spakowałem swój plecak, do którego włożyłem swoją starą legitymację szkolną , ciastka oraz wodę, które kupiłem w sklepie. Od razu przypomniał mi się incydent z sparaliżowaniem mojego ciała, jednak dziś pamiętałem to jak przez mgłę.

-Nicholas, wstałeś?!- rozległ się głos taty w całym domu. Nieco się zdziwiłem, bo to naprawdę rzadkość usłyszeć gdy podnosi ton głosu. Otworzyłem drzwi od mojego pokoju i wystawiłem przez nie głowę.

-Tak, już schodzę!- Odkrzyknąłem mu i wróciłem się po swoją ciemno-zieloną walizkę, którą zniosłem po schodach. Kartony, które jeszcze wczoraj walały się po podłodze, zniknęły. Szafki były pozapełniane rzeczami taty i nawet lodówka była pełna. Nieco się skrzywiłem widząc tyle jedzenia w naszym domu. Nie mógł uzupełnić wszystkich zapasów zanim wyjechał? No tak, mój ojciec przecież się o mnie nie martwi, zapomniałem.

-Za dziesięć minut jedziemy, spakuj do auta wszystkie rzeczy jakie potrzebujesz.- Odparł nawet na mnie nie patrząc. Siedział przy ladzie popijając czarną kawę a przed nim leżał laptop, a na jego monitorze widniały kolorowe wykresy.
Podszedłem do półki gdzie znajdował się chleb i zadowolony wyciągnąłem dwa rogaliki, które chciałem także zostawić sobie na podróż. Nie wiedziałem ile będzie trwać podróż, bo nawet nie wiedziałem gdzie jadę ale jedzenia nigdy dość, prawda? . Oparłem się o blat i zmierzyłem wzrokiem ojca, który dalej wzrok miał wbity w komputer.

-Tato, gdzie jest w ogóle ta szkoła?- Zagadnąłem i po chwili zerknąłem kątem oka na niego.

-W Londynie.- powiedział krótko i znów wrócił do wpisywania czegoś na klawiaturze.
Pokiwałem głową i westchnąłem cicho.- Swoją drogą, to gdzie my teraz jesteśmy?- Mruknąłem pod nosem. Taka była prawda, że nawet nie wiedziałem gdzie mieszkam. Nie specjalnie mnie to interesowało ale skoro zacząłem jakoś rozmowę z ojcem to można to kontynuować. Natomiast on oderwał wzrok od monitora co nieźle mnie zaskoczyło i zmierzył mnie pełnym oburzenia wzrokiem.

-Nicholas nie jesteś już dzieckiem.- Rzucił zmarnowany i ściągnął okulary pocierając oczy.- Mieszkamy w Cambridge, powinieneś to wiedzieć.- w jego tonie głosu zabrzmiało oskarżenie.- Nawet małe dzieci wiedzą gdzie mieszkają.- Pokręcił głową i znów jego oczy powróciły do jakże interesujących wykresów.

-Może bym wiedział gdybyś czasem ze mną rozmawiał.- Warknąłem w jego stronę i szybko opuściłem kuchnię. Wszedłem do swojego pokoju  i spakowałem rogaliki oraz książkę, którą naszykowałem wczoraj wieczorem. Zarzuciłem plecak na jedno ramię i zszedłem na dół. Ubrałem te same zniszczone adidasy co wczoraj i granatową bluzę. Zabrałem walizkę i wyszedłem z domu nie czekając na tatę. Włożyłem swoje rzeczy do bagażnika i wsiadłem do auta. Zapiąłem pasy, podłączyłem słuchawki do telefonu i od razu włożyłem je do uszu puszczając głośno piosenkę Nirvany Smells Like Teen Spirit. Po paru minutach tata także zawitał w naszym Audi A8 D2. Zamknąłem oczy wsłuchując się w piosnkę. Po chwili usnąłem.




Nie wiedziałem ile spałem ale gdy otworzyłem oczy za szybą było granatowo. Staliśmy w korku, między oświetlonymi budynkami. W jednych z nim rozpoznałem hotele a w innych jakieś restauracje.  Po chwili auto znów ruszyło przed siebie a ja zobaczyłem coś co widziałem tylko na zdjęciach. Big-ben, London eye. Nie wiem czy tata zrobił to specjalnie, że przejeżdżaliśmy koło tych miejsca w takim stopniu abym mógł się im dobrze przyjrzeć. Z przyjemnością przyglądałem się przechodnią, ulicą i wszystkiemu innemu co dziś zobaczyłem. To wprawiło mnie naprawdę w dobry nastój. Kolorowe światła odbijały się w moich czarnych oczach, a na mojej twarzy pojawił się rzadki uśmiech. Niestety nasza przejażdżka dobiegła końca. Zaczęliśmy się oddalać od zabudowanego i tętniącego życiem Londynu. Westchnąłem cicho pod nosem postanawiając, że kiedy będzie mógł wybiorę się do tego miasta. Moim oczom ukazał się las, nie duży jednak bardzo gęsty. Gdy przez niego przejechaliśmy ukazał mi się budynek o brązowym kolorze z białym dachem. Wokół niego rozprzestrzeniał się ogromny trawnik równo przystrzyżony. Podniosłem się na siedzeniu będąc pod niezłym wrażeniem wyglądu tej szkoły. Główne wejście było poprzedzane ogromnymi schodami. Cztery wieże były oświetlone niebieskim światłem przez co można było zobaczyć flagi, które przedstawiały jakieś dzikie zwierzę na białym tle. Przed szkołą było pełno aut oraz ludzi. Tata w końcu zatrzymał auto i wysiadł, ja także poszedłem w jego kroki. Nadal przypatrując się bogactwie architektury uniosłem delikatnie kąciki ust do góry. Nawet nie zorientowałem się gdy ojciec stanął koło mnie z moja walizką, także wpatrując się w szkołę.

-Tutaj poznałem się z twoją mamą.- Oznajmił niespodziewanie, a ja natomiast spojrzałem na niego zszokowany. Ojciec uśmiechnął się do mnie krzywo.- To aż takie dziwne, że o niej mówię?- Westchnął żałosnym tonem. Sam nie wiedziałem co odpowiedzieć. Już otworzyłem usta żeby się odezwać ale ten tylko w zamyśleniu ruszył przed siebie. Ja byłem na prawdę zszokowany! Ale mimo tego wziąłem walizkę i plecak po czym ruszyłem za tatą. Nagle gdy już byłem na chodniku walizka wyleciała mi z ręki. Spojrzałem na ziemię gdzie leżała, jednak zmarszczyłem czoło ponieważ leżały dwie takie same walizki. Przesunąłem wzrok dalej i ujrzałem dziewczynę o blond włosach i orzechowych oczach, które patrzyły na mnie ze złością. Dziewczyna była mniej więcej w moim wieku i niższa ode mnie co nie wiadomo czemu dało mi satysfakcję. Ubrana była w ciemne jeansy, białą bluzkę i skórzaną kurtkę.

-Patrz jak chodzisz.- Rzuciła niemiło w moja stronę i wzięła swoją walizkę.

-Milutka.- Stwierdziłem pod nosem odprowadzając ja wzrokiem. Wyszukałem spojrzeniem ojca i kierowałem się w tą samą stronę co on czyli do głównego wejścia.  W środku panował wręcz królewski klimat. W holu głównym wisiał ogromny złoty żyrandol. Naprzeciw nas rozchodziły się schody do góry a następnie w prawo i lewo. Tak samo rozchodziły się też korytarze ale jeszcze nie wiedziałem gdzie prowadzą.

-Nicholas, słuchaj.- Zaczął mój ojciec.- Tutaj się już rozstaniemy, poradzisz sobie.- Wcisnął mi do ręki jakiś list.-  Tutaj jest twój formularz, w którym potwierdzają twoje przyjęcie.- Uśmiechnął się krótko.- Poza tym ja już musze iść, rano idę do pracy.- Oznajmił na co ja pokręciłem głową.

-Czekaj , musisz mi wyjaśnić- sprzeciwiłem się.- Na pierwszy rzut oka widać, że ta szkoła nie jest dla mnie.- rzuciłem zniesmaczony przejeżdżając wzrokiem po uczniach.- Przecież to szkoła dla ważniaków i geniuszy.- Jednakże tata spojrzał po mnie i powiedział tylko:

 -Uwierz mi Nicholas, że w tym miejscu będziesz bezpieczny.- Poklepał mnie lekko po ramieniu co wydał mi się nieco dziwnym gestem z jego strony.- Tylko nie rozwal tej szkoły.- Westchnął cicho i odwrócił się na pięcie.

  Stałem jak kołek. Bezpieczny? Czy on sobie żartuje?! Po prostu chce się mnie pozbyć! Ale czy to powinno być dla mnie nowością? Po raz kolejny tego dnia westchnąłem jednak moje użalanie się nad sobą przerwał szmer i ktoś pociągnął mnie do przodu, przed schody. Rozejrzałem się wokoło i wszyscy uczniowie stali przodem do schodów jakby czekając na coś. I faktycznie jak na zawołanie na środek schodów zeszedł mężczyzna w szarym garniturze. Był to starszy człowiek, o szarej brodzie i grymasie na twarzy. Dziwnie wyglądał jak próbował się uśmiechnąć.

    - Witam was drodzy uczniowie!- jego głos rozległ się chyba o tej całej szkole.- Kolejny rok w Szkole Nograd.- Rozłożył ręce jak papież. Pomyślałem, że ten facet musi być samouwielbionym idiotą.- Ten rok nauki będzie dla niektórych bardzo ciężki, musicie ciężko pracować aby przeżyć!- Po chwili roześmiał się a ja stwierdziłem, że to po prostu idiota. –Zostawcie swoje bagaże i udajcie się na kolację. Pan Lev przy wejściu będzie sprawdzał wasze formularze. Po kolacji na tablicach zostaną wywieszone wasze nazwiska oraz przydział do pokoi.- Klasnął i wskazał na lewy korytarz.- Chodźmy.
Wszyscy jak na zawołanie zaczęli się przepychać jakby ten cały Pan Lev miał im uciec. W końcu po paru minutach stałem upchany w kolejce, która ciągnęła się aż na schody, które były na dworze. Coraz bardziej nie lubiłem tej szkoły.
 
 Nagle poczułem, jakby przejechał ręką po moich plecach. Tylko problem był taki, że na plecach miałem plecak. Gwałtownie się obróciłem a za mną stał jakiś chłopak.

-Sory stary ale w tym twoim plecaku coś niesamowicie pachnie! Co tam masz?- Zachwycił się chłopak o oliwkowym odcieniu skóry. Był o parę centymetrów wyższy niż ja. Jego oczy były niesamowicie zielone, natomiast włosy były brązowe. Spojrzałem po nim jak po kretynie, ale on chyba tego nie zauważył bo cały czas się do mnie głupio uśmiechał. Ludzie tutaj są serio jacyś nienormalni. Przynajmniej takie jest moje pierwsze wrażenie.

-Przecież zaraz i tak dostaniesz kolację.- Zauważyłem i zapiąłem plecak mierząc go nieufnym spojrzeniem.

-Tak, wiem, wiem ale jak poczułem zapach to mogłem się powstrzymać.- Jego uśmiech znikł.- Przepraszam.- rzucił i westchnął cicho.- Po prostu nikogo  tu nie znam i wiesz…- Wzruszył ramionami a jego zielone oczy nieco przygasły. Trochę to dziwne ale poniekąd go rozumiałem, choć obrał sobie dość dziwny sposób na poznanie kogoś.

-Jestem Nick.- Wyciągnąłem rękę w jego stronę, a on najpierw zdziwiony uścisnął moja dłoń.

-Ja jestem Oliver, fajnie cie poznać.- Uśmiechnął się ponownie, a ja odwzajemniłem słabo uśmiech. –Pierwszy raz w tej szkole?- zagadnął.

-Taak.- Odowiedziałem powoli i  przeczesałem ręką włosy bo cały czas padały mi na czoło co już mnie irytowało.

-Ja też, ale mój brat też tu chodził…- Ściszył głos a jego wzrok pobiegł za dziewczyną, która przeszła właśnie koło nas. Uniosłem zagadkowo brew do góry, jednak nie odezwałem się słowem tylko odwróciłem do przodu chcą zobaczyć ile jeszcze osób stoi przede mną. Okazało się, że osoba przede mną właśnie podeszłą do stołu. Ta jadalnia była niesamowita, jednak zwróciłem oczy na Pana Lev, któremu podałem list. On szybko go przejrzał i pozwolił mi przejść. Zatrzymałem się przyglądając się dziwnemu stołowi, jednak uśmiechnąłem się nieco.

Zazwyczaj gdy mówi się o jadalni w szkołach to ma się na myśli parę stolików czy coś w tym stylu. Tutaj było coś zupełnie innego! Na środku ogromnej sali znajdował się stół zawinięty jak spirala. To był na prawdę ciekawy pomysł dzięki czemu chyba żaden uczeń nie mógł poczuć się samotny podczas posiłku.  Na ścianach sali widniały przeróżne obrazy przedstawiające jakieś wzgórza, smoki i różne inne rzeczy, którym nie zdarzyłem się przyjrzeć. W ścianach również gościły złote świeczniki. Nad spiralnym stołem wisiał taki sam żyrandol jak w holu tylko, że dużo bardziej błyszczał.

Ktoś klepnął mnie w plecy co spowodował zjechaniem mojego plecaka.- Robi wrażenie co nie? –Odezwał się Oliver za moimi plecami.

-Tak, nieźle wygląda.- Przyznałem.

-A myślałem, że ty nie umiesz się uśmiechać.- Rzucił z cwaniackim uśmieszkiem zielonooki.

 Nic mu nie odpowiedziałem, jednak odwróciłem głowę w bok żeby nie widział mojej twarzy Natomiast Oliver roześmiał się tylko jakby usłyszał jakiś niezły kawał.

-Chodźmy usiąść bo umieram z głodu.- Odparł wycierając łzy z oczu i pociągnął mnie za ramię w stornę spiralnego stołu. Myślałem, ze będzie kłopot z przejściem do środka jednak było sporo miejsca na przejście. Usiedliśmy a Oliver od razu rzucił się na jedzenie, najwidoczniej był strasznie głodny. Jak także sięgnąłem po steka ale moją uwagę przyciągnęła jasnowłosa dziewczyna, którą dziś spotkałem. Szturchnąłem Olivera łokciem a ten z pełnymi ustami spojrzał na mnie.

-Kto to jest?- Wskazałem podbródkiem na posiadaczkę brązowych oczu. Siedziała dumnie koło dziewczyny w kucyku o rudych włosach z niebieskimi oczami.  Oliver także podążył za moim spojrzeniem. Gdy ją zobaczył nieco się zakrztusił.

-Nie wiem ale niezła jest.- Uśmiechnął się radośnie gdy już przełknął to co miał w ustach.- No chyba, że ty ją bierzesz.- uśmiechnął się jednoznacznie, natomiast ja pokręciłem głową.

-Nic z tych rzeczy, po prostu chciałem wiedzieć jak się nazywa osoba, której chce unikać.-posłałem jej ostatnie spojrzenie i ona w tym samym momencie spojrzała wprost na mnie. Nie robiła tego ukrycie, tylko odważnie patrzała mi w oczy. Potem gdyby nigdy nic sięgnęła po dzban i nalała sobie herbaty. Nie chciałem być pesymistą, ale już wiedziałem, że będę mieć jakieś kłopoty właśnie z nią.

Jednak swoją uwagę skupiłem a jedzeniu. Na stole było mało miejsca, ze we względu na ilość serwowanych potraw. Niektóre potrawy wyglądały dość dziwnie, jakby ktoś wyrwał jakiemuś zwierzęciu serce i położył je na złotej misy. Ku mojemu zdziwieniu chłopak obok mnie zachłannie jadł owe ‘’serce”. Ja natomiast wzruszyłem ramionami i wziąłem stek.

To jedzenie było przepyszne! Poważnie! Pomyślcie waszej ulubionej potrawie, a teraz wyobraźcie sobie, że jedzenie w Nograd jest sto razy lepsze!

Zachłannie jadłem praktycznie wszystko, nawet te mięso, które podejrzliwie podchodziło mi pod serce albo inne wnętrzności. Ale w końcu gdy już się najadłem odetchnąłem z ulgą. Czułem się niesamowicie, tak jakbym dostał zastrzyk energii. Sam do końca nie wiem czemu tak się czułem, ale aktualnie mi to nie przeszkadzało.

-To jedzenie jest….- Odezwał się Oliver gdy oparł się o oparcie krzesła i spojrzał na mnie.- Nawet nie mam słów na to.- Zaśmiał się cicho.

-Taak, ciekawe co sprawa, że to jedzenie jest takie dobre?- Zmarszczyłem delikatnie brwi, przyglądając się podejrzliwie potrawom, które w mgnieniu oka znikały z półmisków.

- To na pewno Sanguinea  .- powiedział jakby to było oczywiste. Ja natomiast zerkałem na niego nieco zaciekawiony. Nie znałem się na roślinach i tak dalej, jednak nigdy nie słyszałem o takiej przyprawie.

-Co to jest?- Zapytałem spoglądając na zielonookiego. Ten natomiast spojrzał na mnie, jakbym go obraził.

-No jak to co?- Bąknął, spoglądając na mnie zdziwiony.-To kwiat, który dodaje nam siły. - Westchnął i podciągnął się na krześle.- Dla Ignarusów trujący, a nam dodaje siły.- Uśmiechnął się dumnie. Na początku myślałem, że Oliver to całkiem fajny chłopak, z którym uda mi się zakolegować. Jednak teraz chciałem się od niego trzymać jak najdalej.  Mówi o jakiś Ignaru...czymś tam, do tego mówi, że ten cały Miłek Wiosenny dodaje nam siły. Przyglądałem mu się doszukując się jakiś szczegółów, które go zdradzą, że powinien się jak najszybciej znaleźć w psychiatryku, jednak niczego się takiego nie doszukałem.

-Okeej…- Mruknąłem cicho pod nosem, a w moim tonie głosie pewnie pobrzmiewało niedowierzenie. Oliver wbił we mnie nerwowe spojrzenie i już otworzył usta, żeby coś powiedzieć ale przerwał mu odgłos dzwona. Przy drzwiach pojawiło się parę osób. Wyglądali na osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Ubrani byli w szkolne mundurki, przynajmniej tak to wyglądało. Wszyscy nosili czarne spodnie, a na ich ramionach widniały jakby szlafroki, tyle że były wykonane z cienkiego materiału w kolorze białym. A na ich plecach ukazana była głowa smoka. To na pewno był herb Nogard. Razem było ich sześciu: trzy dziewczyn i trzech chłopaków. Zagrodzili nam wyjście z jadalni, a przed nas wyszedł chłopak o krótkich ciemnych włosach i dosłownie czerwonych oczach, na pewno nosił jakieś soczewki.

-Starsze roczniki wiedzą jakie są  tu zasady.- Odezwał się a jego ton głosu był bardzo niski.- Nazywam się  Anthony Ward i jestem tutaj Prefektem.- Splótł ręce za swoimi plecami i wodził po nas surowym wzrokiem.- W Nogard jest sześciu prefektów, rozpoznacie nas po naszym ubiorze i po odznakach.- Uniósł do góry czarną broszkę, jednak nie zdążyłem się jej przyjrzeć.- Rozpiska waszych pokoi jest już wywieszona na holu. Gdy będziecie w waszych dormitoriach macie przeczytać regulamin, który na was tam czeka.- Po tych słowach obiecałem sobie, że uważnie przeczytam ten cały regulamin, jak chyba każdy z nowych uczniów. Postawa Anthony’ego Ward’a miała na nas tak duży wpływ, że staliśmy praktycznie na baczność.

Chwilę jeszcze mierzył nas spojrzeniem, a w ostatnich sekundach zatrzymał wzrok na mnie. Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Następnie odsunął się na bok wraz z pięcioma prefektami. O dziwo spokojnym krokiem wszyscy pierwszo roczni, w tym ja udaliśmy się pod tablicę, która wisiała na ścianie. Była ogromna! A ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak dużo uczniów uczęszcza do Nogard School. Zmrużyłem oczy szukając swojego nazwiska, jednak to było nieco trudne, ponieważ na olbrzymiej tablicy widniało mnóstwo nazwisk podobnych do Cross. Po chwili ktoś uderzył mnie w ramię i zaśmiał się przy moim uchu.

-No popatrz Nick, jesteśmy razem w pokoju.- Zerknąłem na Olivera, który opierał się o moje ramię. Może koleś powinien się iść leczyć ale przynajmniej jedną osobę już znam. Uśmiechnąłem się w jego kierunku i pokiwałem głową.

-Jedyna dobra rzecz, która mnie dziś spotkała.- Mruknąłem, a blond włosa dziewczyna przyglądała mi się ponownie. Nie wiedziałem czemu ale nie chcąc jej być dłużny wpatrywałem się w jej magnetyzujące brązowe oczy.

-Charlotte, jesteśmy razem w pokoju!- Jakaś dziewczyna uwiesiła się jej na szyi przerywając nasze spojrzenia. Wtedy też Oliver popchnął mnie a Pan Lev prowadził nas do swoich pokoi.




sobota, 21 grudnia 2013

Prolog.

PROLOG
   
Mieliście kiedyś pechowy dzień? Ale dzień nie taki, w którym zgubiliście trochę kasy albo coś ważnego. Chodzi mi o tak bardzo pechowy dzień, w którym traficie do jakiegoś chorego miejsca, gdzie ludzie uważają, że uratujesz świat przed nie wiadomo czym. Do tego trafisz tu z najbardziej nienormalnymi nastolatkami w kraju. Taa, to był mój najbardziej pechowy dzień w życiu, gdy trafiłem do Nogard School.

Nazywam się Nicholas Cross, ale mówcie mi Nick jeśli już musicie. Mam piętnaście lat, a niedawno przeprowadziłem się z Nowego Yorku do Anglii. Spora odległość, co nie? W każdym razie mój wiecznie zapracowany ojciec Alexander Cross po prostu został tu przeniesiony z pracy, jego akurat mało obchodziło czy ta przeprowadzka mnie ucieszy czy nie. Ojciec żeby jeszcze bardziej mnie od siebie odizolować zapisał mnie do szkoły z internatem, do której będę chodził od września. Czyli za dziesięć dni. Właściwie to nie dziwię się mojemu tacie, że chce mnie mieć jak najdalej od siebie. Ponoć strasznie mu przypominam mamę. A właśnie. Nie wspomniałem o kobiecie, która niechcący mnie urodziła. Miała czarne włosy i oczy, jak ja. Z tego co wiem była zawsze roztargniona, pełna energii, a kłopoty wprost ją uwielbiały, co akurat po niej odziedziczyłem. Często byłem już na komisariacie policji z przeróżnych powodów, a wszystko po to żeby zwrócić czyjaś uwagę na siebie, tak w każdym razie mówił mój psycholog.  Matka zginęła w jakimś wypadku samochodowym. Tyle wiem, bo mój tata niezbyt lubi o niej mówić, właściwie to on chyba o niczym nie lubi mówi.

Aktualnie stałem w swoim nowym pokoju, który będzie ‘’moim’’ pokojem tylko zanim nie pójdę do szkoły i na wakacje o ile będę miał ochotę wrócić, bo nie sądzę żeby tata zauważył czy jestem w domu czy też nie. W pokoju unosił się zapach kurzu, ściany były pomalowane na brzydki szary kolor, a wykładzina na podłodze odchodziła w niektórych miejscach. Łóżko stało naprzeciw drzwi. Szafa i biurko po prawej stronie ciasnego pokoju.  Gapiłem się przez okno na jakieś małe jezioro, przy którym siedział starszy pan i chyba przysnął. Obok niego stała wędka, mały drewniany stoli i jeszcze parę rzeczy, których mój słaby wzrok nie potrafił dojrzeć. Przetarłem zmęczona twarz i chwiejnym krokiem podszedłem do łóżka, które okazało się strasznie twarde. Poruszyłem nogami przez co kopnąłem w tekturowy karton, w którym znajdowały się moje książki. Podniosłem się do siadu i schyliłem się do pudła. Jedyne co na prawdę kochałem to książki. Uwielbiałem czytać ten rodzaj książek, które przenosiły cię w jakieś miejsce, poznawało się nowych bohaterów i ich przygody, o których ja mogłem tylko pomarzyć. 

Przeciągnąłem się i zszedłem na dół, ponieważ mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Po całym domu walały się kartony i meble opakowane w folię. Nagle do moich uszu doszedł jakiś dźwięk tłuczonego szkła. Zaciekawiony przyspieszyłem kroku a koło drzwi wejściowych ujrzałem nikogo innego niż mojego ojca. Ubrany był jak zwykle w kraciastą koszulę, stare spodnie, a na jego nosie widniały okulary o grubych prawkach. Przeniosłem wzrok nieco niżej i zauważyłem, że na ziemi leży potłuczony wazon mojej ciotki Stefani, która co roku na święta przysyłała nam jakąś porcelanę.

-O, Nicholas. Mógłbyś to posprzątać, ja muszę wyjść.- Rzucił ojciec gdy mnie zobaczył. Jego jasne włosy były zmierzwione, a po prawej stornie odstawały we wszystkie kierunki świata.

-Taa, jasne.- Mruknąłem cicho mierząc go dość surowym wzrokiem. Miałem za złe ojcu, że myśli tylko i wyłącznie o pracy a swojego syna potrzebuje tylko żeby posprzątać zbity wazon.

-Wrócę dziś późno z pracy.- Oznajmił gdy zapinał czarny płaszcz.- A po jutrze wyjadę na konferencję, które będzie trwała trzy, góra cztery dni.- Oznajmił i wziął swoją skórzaną teczkę do reki, po czym spojrzał po mnie.- Nie puść domu z dymem, Nicholas.- Jego ton głosu był surowy, ale niebieskie oczy tak jak zawsze połyskiwały szaleństwem.

-Będę grzeczny.-Uśmiechnąłem się krzywo do drzwi wejściowych, przez które tata wyszedł parę minut temu. Westchnąłem ciężko i wcisnąłem dłonie do kieszeni moich spodni. Poszedłem do kuchni i na chwile przystanąłem. W moich uszach aż piszczało od ciszy, która mnie otaczała. Gdy spoglądałem na nierozpakowane kartony i pusty dom, poczułem się niesamowicie samotny. Jednak nie chcąc o tym wszystkim myśleć wyciągnąłem z lodówki lody, które tam wcześniej dałem  i udałem się do swojego pokoju. Usiadłem na niemiłosiernie twardym łóżku i otworzyłem plastikowe opakowanie z lodami cytrynowymi i sięgnąłem po jedną z książek, która leżała w tekturowym pudle. Oparłem się o ścianę i otworzyłem na zaznaczonej stronie.


Jedyne marzenie, które miałem w tamtej chwili to nigdy ale to nigdy nie powrócić do rzeczywistości tylko zostać w tej książce. 



(Witaam wszystkich blogerów i czytelników :D No, dziś powstał nowy blog z trochę nietypowym wątkiem. Przynajmniej mam taka nadzieję :D Zapraszam do czytała :) )