sobota, 21 grudnia 2013

Prolog.

PROLOG
   
Mieliście kiedyś pechowy dzień? Ale dzień nie taki, w którym zgubiliście trochę kasy albo coś ważnego. Chodzi mi o tak bardzo pechowy dzień, w którym traficie do jakiegoś chorego miejsca, gdzie ludzie uważają, że uratujesz świat przed nie wiadomo czym. Do tego trafisz tu z najbardziej nienormalnymi nastolatkami w kraju. Taa, to był mój najbardziej pechowy dzień w życiu, gdy trafiłem do Nogard School.

Nazywam się Nicholas Cross, ale mówcie mi Nick jeśli już musicie. Mam piętnaście lat, a niedawno przeprowadziłem się z Nowego Yorku do Anglii. Spora odległość, co nie? W każdym razie mój wiecznie zapracowany ojciec Alexander Cross po prostu został tu przeniesiony z pracy, jego akurat mało obchodziło czy ta przeprowadzka mnie ucieszy czy nie. Ojciec żeby jeszcze bardziej mnie od siebie odizolować zapisał mnie do szkoły z internatem, do której będę chodził od września. Czyli za dziesięć dni. Właściwie to nie dziwię się mojemu tacie, że chce mnie mieć jak najdalej od siebie. Ponoć strasznie mu przypominam mamę. A właśnie. Nie wspomniałem o kobiecie, która niechcący mnie urodziła. Miała czarne włosy i oczy, jak ja. Z tego co wiem była zawsze roztargniona, pełna energii, a kłopoty wprost ją uwielbiały, co akurat po niej odziedziczyłem. Często byłem już na komisariacie policji z przeróżnych powodów, a wszystko po to żeby zwrócić czyjaś uwagę na siebie, tak w każdym razie mówił mój psycholog.  Matka zginęła w jakimś wypadku samochodowym. Tyle wiem, bo mój tata niezbyt lubi o niej mówić, właściwie to on chyba o niczym nie lubi mówi.

Aktualnie stałem w swoim nowym pokoju, który będzie ‘’moim’’ pokojem tylko zanim nie pójdę do szkoły i na wakacje o ile będę miał ochotę wrócić, bo nie sądzę żeby tata zauważył czy jestem w domu czy też nie. W pokoju unosił się zapach kurzu, ściany były pomalowane na brzydki szary kolor, a wykładzina na podłodze odchodziła w niektórych miejscach. Łóżko stało naprzeciw drzwi. Szafa i biurko po prawej stronie ciasnego pokoju.  Gapiłem się przez okno na jakieś małe jezioro, przy którym siedział starszy pan i chyba przysnął. Obok niego stała wędka, mały drewniany stoli i jeszcze parę rzeczy, których mój słaby wzrok nie potrafił dojrzeć. Przetarłem zmęczona twarz i chwiejnym krokiem podszedłem do łóżka, które okazało się strasznie twarde. Poruszyłem nogami przez co kopnąłem w tekturowy karton, w którym znajdowały się moje książki. Podniosłem się do siadu i schyliłem się do pudła. Jedyne co na prawdę kochałem to książki. Uwielbiałem czytać ten rodzaj książek, które przenosiły cię w jakieś miejsce, poznawało się nowych bohaterów i ich przygody, o których ja mogłem tylko pomarzyć. 

Przeciągnąłem się i zszedłem na dół, ponieważ mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Po całym domu walały się kartony i meble opakowane w folię. Nagle do moich uszu doszedł jakiś dźwięk tłuczonego szkła. Zaciekawiony przyspieszyłem kroku a koło drzwi wejściowych ujrzałem nikogo innego niż mojego ojca. Ubrany był jak zwykle w kraciastą koszulę, stare spodnie, a na jego nosie widniały okulary o grubych prawkach. Przeniosłem wzrok nieco niżej i zauważyłem, że na ziemi leży potłuczony wazon mojej ciotki Stefani, która co roku na święta przysyłała nam jakąś porcelanę.

-O, Nicholas. Mógłbyś to posprzątać, ja muszę wyjść.- Rzucił ojciec gdy mnie zobaczył. Jego jasne włosy były zmierzwione, a po prawej stornie odstawały we wszystkie kierunki świata.

-Taa, jasne.- Mruknąłem cicho mierząc go dość surowym wzrokiem. Miałem za złe ojcu, że myśli tylko i wyłącznie o pracy a swojego syna potrzebuje tylko żeby posprzątać zbity wazon.

-Wrócę dziś późno z pracy.- Oznajmił gdy zapinał czarny płaszcz.- A po jutrze wyjadę na konferencję, które będzie trwała trzy, góra cztery dni.- Oznajmił i wziął swoją skórzaną teczkę do reki, po czym spojrzał po mnie.- Nie puść domu z dymem, Nicholas.- Jego ton głosu był surowy, ale niebieskie oczy tak jak zawsze połyskiwały szaleństwem.

-Będę grzeczny.-Uśmiechnąłem się krzywo do drzwi wejściowych, przez które tata wyszedł parę minut temu. Westchnąłem ciężko i wcisnąłem dłonie do kieszeni moich spodni. Poszedłem do kuchni i na chwile przystanąłem. W moich uszach aż piszczało od ciszy, która mnie otaczała. Gdy spoglądałem na nierozpakowane kartony i pusty dom, poczułem się niesamowicie samotny. Jednak nie chcąc o tym wszystkim myśleć wyciągnąłem z lodówki lody, które tam wcześniej dałem  i udałem się do swojego pokoju. Usiadłem na niemiłosiernie twardym łóżku i otworzyłem plastikowe opakowanie z lodami cytrynowymi i sięgnąłem po jedną z książek, która leżała w tekturowym pudle. Oparłem się o ścianę i otworzyłem na zaznaczonej stronie.


Jedyne marzenie, które miałem w tamtej chwili to nigdy ale to nigdy nie powrócić do rzeczywistości tylko zostać w tej książce. 



(Witaam wszystkich blogerów i czytelników :D No, dziś powstał nowy blog z trochę nietypowym wątkiem. Przynajmniej mam taka nadzieję :D Zapraszam do czytała :) ) 

2 komentarze:

  1. "Obok niego stała wędka, mały drewniany stoli [..]" Zjadło ci się tutaj literkę.
    "[..] a na jego nosie widniały okulary o grubych prawkach" tu też c:

    Tak poza tym to żadne błędy nie rzucają mi się w oczy. Przyznam, że dość ciekawy prolog w ciekawy sposób pisany, bo sprawia, że już tutaj można się utożsamić z bohaterem. Takie moje odczucie. Dość przyjemnie się czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Wielkie ;) Sama rozumiesz, początki. Muszę się przyznać, że nawet fabuła do samego końca nie jest dopracowana, więc taki pozytywny komentarz cieszy ;d

    OdpowiedzUsuń