PROLOG
Mieliście kiedyś
pechowy dzień? Ale dzień nie taki, w którym zgubiliście trochę kasy albo coś
ważnego. Chodzi mi o tak bardzo pechowy dzień, w którym traficie do jakiegoś
chorego miejsca, gdzie ludzie uważają, że uratujesz świat przed nie wiadomo
czym. Do tego trafisz tu z najbardziej nienormalnymi nastolatkami w kraju. Taa,
to był mój najbardziej pechowy dzień w życiu, gdy trafiłem do Nogard School.
Nazywam się Nicholas Cross, ale mówcie mi Nick jeśli już
musicie. Mam piętnaście lat, a niedawno przeprowadziłem się z Nowego Yorku do
Anglii. Spora odległość, co nie? W każdym razie mój wiecznie zapracowany ojciec
Alexander Cross po prostu został tu przeniesiony z pracy, jego akurat mało
obchodziło czy ta przeprowadzka mnie ucieszy czy nie. Ojciec żeby jeszcze
bardziej mnie od siebie odizolować zapisał mnie do szkoły z internatem, do
której będę chodził od września. Czyli za dziesięć dni. Właściwie to nie dziwię
się mojemu tacie, że chce mnie mieć jak najdalej od siebie. Ponoć strasznie mu
przypominam mamę. A właśnie. Nie wspomniałem o kobiecie, która niechcący mnie
urodziła. Miała czarne włosy i oczy, jak ja. Z tego co wiem była zawsze
roztargniona, pełna energii, a kłopoty wprost ją uwielbiały, co akurat po niej
odziedziczyłem. Często byłem już na komisariacie policji z przeróżnych powodów,
a wszystko po to żeby zwrócić czyjaś uwagę na siebie, tak w każdym razie mówił
mój psycholog. Matka zginęła w jakimś
wypadku samochodowym. Tyle wiem, bo mój tata niezbyt lubi o niej mówić,
właściwie to on chyba o niczym nie lubi mówi.
Aktualnie stałem w swoim nowym pokoju, który będzie ‘’moim’’
pokojem tylko zanim nie pójdę do szkoły i na wakacje o ile będę miał ochotę
wrócić, bo nie sądzę żeby tata zauważył czy jestem w domu czy też nie. W pokoju
unosił się zapach kurzu, ściany były pomalowane na brzydki szary kolor, a
wykładzina na podłodze odchodziła w niektórych miejscach. Łóżko stało naprzeciw
drzwi. Szafa i biurko po prawej stronie ciasnego pokoju. Gapiłem się przez okno na jakieś małe
jezioro, przy którym siedział starszy pan i chyba przysnął. Obok niego stała
wędka, mały drewniany stoli i jeszcze parę rzeczy, których mój słaby wzrok nie
potrafił dojrzeć. Przetarłem zmęczona twarz i chwiejnym krokiem podszedłem do
łóżka, które okazało się strasznie twarde. Poruszyłem nogami przez co kopnąłem w
tekturowy karton, w którym znajdowały się moje książki. Podniosłem się do siadu
i schyliłem się do pudła. Jedyne co na prawdę kochałem to książki. Uwielbiałem
czytać ten rodzaj książek, które przenosiły cię w jakieś miejsce, poznawało się
nowych bohaterów i ich przygody, o których ja mogłem tylko pomarzyć.
Przeciągnąłem się i zszedłem na dół, ponieważ mój pokój
znajdował się na pierwszym piętrze. Po całym domu walały się kartony i meble
opakowane w folię. Nagle do moich uszu doszedł jakiś dźwięk tłuczonego szkła.
Zaciekawiony przyspieszyłem kroku a koło drzwi wejściowych ujrzałem nikogo
innego niż mojego ojca. Ubrany był jak zwykle w kraciastą koszulę, stare
spodnie, a na jego nosie widniały okulary o grubych prawkach. Przeniosłem wzrok
nieco niżej i zauważyłem, że na ziemi leży potłuczony wazon mojej ciotki
Stefani, która co roku na święta przysyłała nam jakąś porcelanę.
-O, Nicholas. Mógłbyś to posprzątać, ja muszę wyjść.- Rzucił
ojciec gdy mnie zobaczył. Jego jasne włosy były zmierzwione, a po prawej
stornie odstawały we wszystkie kierunki świata.
-Taa, jasne.- Mruknąłem cicho mierząc go dość surowym
wzrokiem. Miałem za złe ojcu, że myśli tylko i wyłącznie o pracy a swojego syna
potrzebuje tylko żeby posprzątać zbity wazon.
-Wrócę dziś późno z pracy.- Oznajmił gdy zapinał czarny
płaszcz.- A po jutrze wyjadę na konferencję, które będzie trwała trzy, góra
cztery dni.- Oznajmił i wziął swoją skórzaną teczkę do reki, po czym spojrzał
po mnie.- Nie puść domu z dymem, Nicholas.- Jego ton głosu był surowy, ale
niebieskie oczy tak jak zawsze połyskiwały szaleństwem.
-Będę grzeczny.-Uśmiechnąłem się krzywo do drzwi
wejściowych, przez które tata wyszedł parę minut temu. Westchnąłem ciężko i
wcisnąłem dłonie do kieszeni moich spodni. Poszedłem do kuchni i na chwile
przystanąłem. W moich uszach aż piszczało od ciszy, która mnie otaczała. Gdy
spoglądałem na nierozpakowane kartony i pusty dom, poczułem się niesamowicie
samotny. Jednak nie chcąc o tym wszystkim myśleć wyciągnąłem z lodówki lody,
które tam wcześniej dałem i udałem się
do swojego pokoju. Usiadłem na niemiłosiernie twardym łóżku i otworzyłem
plastikowe opakowanie z lodami cytrynowymi i sięgnąłem po jedną z książek,
która leżała w tekturowym pudle. Oparłem się o ścianę i otworzyłem na
zaznaczonej stronie.
Jedyne marzenie, które miałem w tamtej chwili to nigdy ale
to nigdy nie powrócić do rzeczywistości tylko zostać w tej książce.
(Witaam wszystkich blogerów i czytelników :D No, dziś powstał nowy blog z trochę nietypowym wątkiem. Przynajmniej mam taka nadzieję :D Zapraszam do czytała :) )
"Obok niego stała wędka, mały drewniany stoli [..]" Zjadło ci się tutaj literkę.
OdpowiedzUsuń"[..] a na jego nosie widniały okulary o grubych prawkach" tu też c:
Tak poza tym to żadne błędy nie rzucają mi się w oczy. Przyznam, że dość ciekawy prolog w ciekawy sposób pisany, bo sprawia, że już tutaj można się utożsamić z bohaterem. Takie moje odczucie. Dość przyjemnie się czyta ;)
Dzięki Wielkie ;) Sama rozumiesz, początki. Muszę się przyznać, że nawet fabuła do samego końca nie jest dopracowana, więc taki pozytywny komentarz cieszy ;d
OdpowiedzUsuń