czwartek, 9 stycznia 2014

ROZDZIAL 2

W końcu dodaję rozdział :D Mam nadzieję, że komuś się spodoba ;d

ROZDZIAŁ 2 – PŁONĄCA KLAMKA I NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWE 


Z dedykacją dla mojej przyjaciółki, która zachęca mnie do pisania tej historii i zawsze z zafascynowaniem słucha moich opowieści. 






Wspinałem się po głównych schodach, które były ulokowane naprzeciw głównych drzwi. Całe były ze złota, wliczając w to również poręcze. Nadawało to bogactwa wystrojowi, ale nieźle też dawało po oczach. W każdym razie szedłem za Oliverem, który zaś był prowadzony przez Pana Lev’a, a za mną podążało jeszcze dwóch chłopców. Ale ja poświęcałem więcej uwagi otoczeniu.  Wszystko tu było przestronne, wielkie i dostojne, a mimo tego odczuwałem  wrażenie, że jest tu przytulnie. Skręciliśmy w lewo, dalej wchodząc po złotych schodach. A gdy postawiliśmy nogę na korytarzu wiedziałem, że znajdowaliśmy się nad jadalnią. Korytarz był bardzo szeroki i spowity był w mroku, co jednak mi nie przeszkadzało. Szliśmy cały czas do przodu, jednak gdy spojrzałem w prawo lub w lewo widziałem kolejne plątaniny korytarzy i schodów. Zmarszczyłem nieco czoło widząc, że często będę się gubił w tej szkole.
 

- Nie wychodźcie już z pokoi, o szóstej śniadanie.- Nawet nie zauważyłem gdy Pan Lev się zatrzymał. Staliśmy pod pokojem zanumerowanym 2201. Chwilę się przyglądałem jego twarzy, która w kącikach oczu była pomarszczona. Jego nos był orli, oczy schowane za krzaczastymi, ciemnymi brwiami, a przerzedzone włosy miał w nieładzie. Ubrany był trochę jak kamerdyner, a przy białym kołnierzyku miał przypiętą czarą broszkę, taką samą jaką nosili prefekci Nogard’u. Ale tym razem znów nie zdążyłem się jej przyjrzeć bo Pan Lev zniknął jednym z krętych korytarzy.
 

-Idziesz czy nie?- Rozległ się nieco zniecierpliwiony głos Oliver’a, który opierał się o framugę drzwi. Ja uśmiechnąłem się przepraszająco i poprawiłem plecak na ramieniu. Wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drewniane drzwi. W pokoju nie byłem sam z Oliverem. Było jeszcze dwóch innych chłopaków.
 

-Cześć!- Odezwał się ten, który siedział na łóżku pod ogromnym oknem. Pościel jego łóżka była w kolorach bordowego. Ściany były wykonane z czerwonej cegły, ale nie bił od nich ziąb. Wręcz przeciwnie, w pokoju było gorąco. Ale sam nie wiedziałem czy to z dzisiejszych wrażeń czy po prostu jest w pokoju tak dużo ludzi.
 

-Cześć.- Zmusiłem się do krótkiego uśmiechu i stwierdziłem, że chłopak musi być w moim wieku. Jego niebieskie  oczy obserwowały mnie, a jasne włosy były starannie uczesane. – Jestem Nick.
 

-Josh.- Rzucił krótko.- Wam też się wydaje, że ta szkoła jest dziwna?- Opadł miękko na poduszki a ja podszedłem do jedynego wolnego łóżka, które znajdowało się przy ceglanym kominku.
 

-Daj spokój, ta szkoła to renoma. Ciesz się, że cie tu przyjęli.-Odezwał się chłopak o niesamowicie czarnych włosach i dziwnie jasnych oczach. Był tak chudy, że zacząłem się zastanawiać od ilu dni się głodził.  Szukał czegoś w swoim plecaku, ale niespodziewanie przeniósł przerażające oczy na mnie.- Leon.- mruknął cicho i znów wrócił do szperania w torbie.
 

Nieco zdziwiony przeniosłem spojrzenie Olivera, którego łóżko znajdowało się niedaleko mojego. Ten tylko widząc wyraz mojej twarzy roześmiał się cicho. - Ja jestem Oliver.- Uśmiechnął się szeroko i rzucił swoje rzeczy pod łóżko. – Dobra, to idziemy?- Potarł ręce, wstając energicznie.
 

Ja przeniosłem na niego zmieszane spojrzenie i położyłem swoje rzeczy koło łóżka.- Przecież ten facet powiedział nam, że mamy nie wychodzić już z pokoi.-Powiedziałem poprawiając swoją czarną bluzę. Oliver wywrócił oczami na moje słowa i podszedł do mnie czochrając moje włosy, co mnie rozdrażniło. 

-Nie bądź taki Nick.- Zaśmiał się i wskazał na Josh’a i Leon’a.- Wszyscy są tu zgodni, żeby pozwiedzać nową szkołę?- Spojrzał po nich znaczącym wzrokiem, a blondyn podskoczył uradowany. 

- Ja się na to pisze.- Podszedł do drzwi, a nasze spojrzenie skierowały się ku Leon’owi, ten tylko wzruszył ramionami i bez słowa również podszedł do dębowych drzwi.
 

-No to teraz nie masz wyjścia, Nick. Musisz z nami iść.- Westchnąłem cicho i przeczesałem włosy, jednak nadal były w nieładzie. Wiedziałem, że wpakuje się w niepotrzebne kłopoty ale jednak nie można być pesymistą, może pochodzimy chwilę i niezauważeni wrócimy do pokoju.- Niech wam będzie.- Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i chwyciłem za klamkę, jednak gdy na nią nacisnąłem ani drgnęła, jednak prawie natychmiast zaczęła się nagrzewać aż do czerwoności. Z sykiem odskoczyłem od gorącego metalu i spojrzałem na swoją prawą dłoń ze zdziwieniem. Rozszerzyłem oczy widząc paskudną ranę.
 

-Co jest?!- Podniosłem dłoń i przycisnąłem ją do brzucha. Zacisnąłem mocno zęby i kucnąłem. Jeden z chłopaków podniósł mnie i zaciągnął do łazienki. Chwycił mocno moja dłoń, przez co po moim ciele przebiegł kłujący ból. Po chwili poczułem lodowatą wodę, która sprawiła, że moja ręka zaczęła niesłychanie szczypać. Krzyknąłem bo czułem, że coś wyżera mi  skórę. Chciałem komuś powiedzieć, żeby odciął mi rękę czy coś, ale nie potrafiłem wydusić z siebie głosu.
 

-Co się dzieje?!- Słyszałem zdenerwowany głos Josh’a. Po chwili znów poczułem szarpnięcie i zostałem wyprowadzony z łazienki. Leon ciągnął mnie do kominka, przy którym stał Oliver i rozpalał ogień. Kucnął przy rozżarzonym drewnie i wciął głęboki wdech. Oliver zaczerpnął tak wiele powietrza, że jego brzuch prawdopodobnie dotknął kręgosłupa. Uniosłem na niego spojrzenie, a z jego ust wypłynął ogień. Rozszerzyłem swoje oczy jeszcze bardziej, co w ogóle nie powinno być możliwe i coś podpowiedziało mi, że czas uciekać. Zacząłem się szarpać ale uścisk nie zelżał, wręcz przeciwnie, palce na moich ramionach zacieśniły się jeszcze mocniej. 

Oliver kaszlnął kilka razy i podszedł do mnie . Patrzałam na niego z przestrachem, prawie zapominając o bólu ręki. Moi współlokatorzy pochwycili moją poparzoną rękę i skierowali ją w stronę ognia.
To jacyś wariaci! Chcą mnie okaleczyć! Muszę uciekać! –takie właśnie myśli kręciły mi się po głowie w tamtej chwili. Jednak trzej przeciw jednemu, to nie był korzystna sytuacja dla mnie. Opierałem się na tyle na ile mogłem, ale gdy zerkałem moja ręka była coraz bliżej ognia. 

-Uspokój się Nick!- Warknął w moją stronę.- Zaufaj mi!- To było ostatnie co słyszałem zanim moją rękę spowiły płomienie. Zacisnąłem mocno oczy spodziewając się sto razy większego bólu, niż ten którego doznałem na klamce. 

… Jednak czułem tylko przyjemne ciepło. Nie zrozumcie mnie źle. To nie było takie ciepło jak od kaloryfera. Było to jak uczucie, które rozchodziło się po całym moim ciele. Przestałem się szamotać i sam zbliżyłem się do ognia. Otworzyłem oczy i przyglądałem się z zafascynowaniem, że płomienie nie wyrządzają mi żadnej krzywdy. Owijały się wokół moich palców oraz rany. Po chwili wyciągnąłem swoją rękę z kominka i przyglądałem się jej z zaskoczeniem i totalnym zszokowaniem.
 

Miałem w głowie tak duży mętlik, że była tam pustka. Usiadłem na posadzce a wzrok nadal miałem utkwiony w zagojonej dłoni. Przecież teraz powinienem mieć całą poparzoną rękę ale na niej nie było ani zadrapania.  Nawet nie zauważyłem, że Oliver wciąż ukazał koło mnie, a Josh i Leon są wpatrzeni we mnie.  

-Posłuchaj, Nick.- Odezwał się ochrypłym głosem Oliver.- Jestem pewny, że nic nie rozumiesz co się stało.- Nie odpowiedziałem, ani się nie poruszyłem nawet na milimetr. –Musimy iść do dyrektora.
 

Uniosłem na niego spojrzenie i mój oddech gwałtownie przyspieszył.- Co to miało być?- Mój głos drżał.- Co to miało być!? Co to są za jakieś głupie sztuczki?!- Wstałem i zachwiałem się, ale Oliver podtrzymał mnie do ramię, a ja zastanawiałem się czy wypluje na mnie kolejną kule ognia. Odepchnąłem go od siebie i odsunąłem się od nich mierząc ich wszystkich wściekłym spojrzeniem.
 

-Musimy iść do dyrektora.- Ponownie usłyszałem to zdanie, jednak z ust Josh’a, który przyglądał mi się śmiertelnie poważnym wzrokiem.
 

-Nie będę szedł do żadnego dyrektora!- Krzyknąłem- Macie mnie stąd wypuścić!- Spojrzałem w kierunku drzwi, jednak powstrzymała mnie klamka, do której straciłem zaufanie.  Odepchnąłem ich od siebie i zmierzyłem oskarżycielskim wzorkiem.  Niby miałem im za złe to, że dali mi ręce do ognia ale z drugiej strony dzięki tym płomieniom nie mam nawet blizny po poparzeniu.



Gdy ponownie zerknąłem na drzwi, klamka drgnęła a w drzwiach stanął Anthony Ward. Wyprostowałem się a moje oczy pobiegły w kierunku stolika, na którym leżały regulaminy, których nie przeczytaliśmy. Prefekt wpatrywał się we mnie tymi czerwonymi oczami. Za nim stał Pan Lev i dziewczyna, która także była prefektem.
 

-Nicholasie Cross, jest jakiś problem?- Zapytał zakładając ręce za plecy a na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Ward wyglądał jakby dobrze wiedział co się stało w naszym pokoju i miał teraz z tego niezłą uciechę. Mi już tak do śmiechu nie było. Zaczynałem myśleć, że ta szkołą to po prostu jakieś wariatkowo. Przynajmniej to by wyjaśniało czemu ojciec zapisał mnie akurat do tego internatu.
 

-Tak!- Uniosłem się.- Chce wrócić do domu.- Zażądałem zaciskając dłonie w pięści. Nie żebym się bał czy coś, ale sami rozumiecie. Dziwnie się czułem gdy jakiś koleś patrzał na mnie czerwonymi oczami, a wcześniej włożyłem rękę do ognia nie raniąc się.
 

-W porządku, ale najpierw porozmawiasz z dyrektorem.- Rzucił łagodnie czerwonooki w moją stronę, a jego uśmiech nie znikał, co niesamowicie mnie drażniło. Miałem ochotę zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy. Stałem w miejscu zaciskając dłonie tak mocno, że stały się białe. Prefekt o nietypowych oczach nie czekał na mnie. Po prostu wyszedł pewnym krokiem. Westchnąłem i przewróciłem oczami, a następnie wyszedłem z pokoju buntowniczym krokiem mijając dziewczynę i Pana Lev’a ale słyszałem kroki za sobą, więc na pewno szli za mną. Ja natomiast wściekły wpatrywałem się w plecy Ward’a. Co jakiś czas słyszałem jego śmiech, który odbijał się miedzy korytarzami szkoły.  Nie wiem czemu ale czułem straszliwą niechęć do tego kolesia i właściwie to miałem wrażenie, że ten incydent z klamką to jego wina.
  
Po paru minutach wędrówki przez kręte korytarze, które dla mnie wszystkie wyglądały tak samo, w końcu znaleźliśmy się przed białymi drzwiami. Miały wysokość około dwóch metrów, więc robiły niezłe wrażenie. Gdy się bardziej przyjrzałem zauważyłem, że na owych drzwiach wyryta jest jakaś historia. Było tam jakieś miasto, na innym elemencie dwa smoki, które walczyły, a na samym dole widniały kryształy, które błyszczały na niebiesko. 

Anthony stuknął trzy razy w drzwi, w odpowiednie miejsca a od zamka na klucz rozrosły się czarne smugi tworząc herb Nogardu, czyli głowę smoka. Naraz gdy myślałem, że jakiekolwiek sztuczki z ogniem mnie już nie spotkają, czarne smugi na białych drzwiach zapłonęły tworząc smoka, który wydawał się żywy. Ten widok sprawił, że cofnąłem się do tyłu, ale dziewczyna za mną pilnowała abym czasem nie uciekł. Przełknąłem ślinę i pewnym krokiem podążyłem ponownie za prefektem, który wszedł do największego gabinetu jakikolwiek widziałem.
 

  W środku wszystko było białe zaczynając o podłogi a kończąc na okładkach książek, które były ustawione na pułkach. Stwierdziłem, że ten facet musi mieć bzika na punkcie czystości. Jednak sam gabinet i jego wystój zrobiły na mnie wrażenie. Przede mną znajdowało się biurko ze szkła, a przy nim siedział dyrektor Nogard. Na środku przeźroczystego mebla widniał płonący napis: „Dyrektor Bonsonzen”. Pisał coś długim czarnym piórem, ja natomiast przeniosłem spojrzenie na lewą stronę pomieszczenia, gdzie znajdowała się ogromna biblioteka, oczywiście w kolorze bieli. Po prawej zaś był kominek, także biały, jedynie płomienie miały blady czerwony kolory. Za dyrektorem widziałem ogromną rzeźbę przedstawiającą śpiącego smoka o złotym kolorze. Przyglądałem się chwilę jego prawdziwemu pyskowi i dojrzałem jakiś okrągły znak na jego czole. Znak przedstawiał małą kropkę, a wokół niej kreski, z których odstawały haczyki skierowane do kropki. Nie wiedziałem co przedstawia ten symbol więc przeniosłem spojrzenie na dyrektora, który aktualnie przyglądał mi się ze swoim grymasem na twarzy.
 

 Siwowłosy mężczyzna odchrząknął i machnął ręką na Anthony’ego, który kiwnął głową i ostatni raz posłał mi cwaniaczki uśmiech, następnie wyszedł zamykając drzwi z cichym kłapnięciem. Nie zamierzałem czekać aż facet łaskawie się odezwie.
 

-Chce wrócić do domu.- Mruknąłem zdając sobie sprawę, że pewnie brzmię jak małe naburmuszone dziecko.
 

-Proszę wytłumaczyć najpierw Panie Cross, dlaczego żąda Pan powrotu do domu?- Pan Bonsonzen  spojrzał po mnie kładąc złączone ręce na szklanym blacie.
 

-Bo, kiedy chciałem wyjść z pokoju poparzyła mnie klamka, a potem moi współlokatorzy włożyli mi rękę do ognia!- uniosłem się rozkładając ręce, nie kryjąc swojej złości. Jednak Dyrektor Nogardu tylko spokojnie spojrzał po mnie a swój chłodny wzrok przesunął na moje dłonie. 

-Z tego co widzę nie masz żadnych okaleczeń.- Mruknął unosząc brew do góry. Wstał z dziwnego krzesła, które wyglądało jakby zostało wykonana przez samą naturę. Świecące kryształy wyginały się we wszystkie strony, jednakże miejsce na siedzenie było gładkie i wyglądające na miękkie.
 

-Czasem do Nogardu trafiają osoby jak Pan.- Spojrzał na mnie i podszedł do kominka.- Muszę Panu powiedzieć, że do tej szkoły nie są przyjmowanie  normalni uczniowie, Panie Cross. Ale dzięki temu ta szkoła jest coś warta.
 

- Więc, co?- Prychnąłem zażenowany jego głupią gadką.-Są tu psychiczni ludzie, zgadłem?- skrzyżowałem ręce na torsie i uśmiechnąłem się drwiąco.  Bonsonzen spojrzał po mnie i zmarszczył nieco brwi widząc moją niezadawalającą go postawę, jednak nic sobie  z tego spojrzenia nie robiłem.
 

-Zdarzyło się Panu kiedyś myśleć, że smoki mogą istnieć, Panie Cross? –Wpatrywał się w tańczący ogień.- Uniósł głowę do góry spoglądając na wysoki sufit.- Żartuje tylko, przecież smoki już nie istnieją.- Zaśmiał się ochryple ale zaraz potem znów na mnie zerknął a jego roześmiany uśmiech zaczął stopniowo znikać. –Ale ich potomkowie już tak.
 

Moja reakcja była chyba normalna, no bo kto by uwierzył w takie słowa? W każdym razie ja na pewno nie. Sytuacja, w której aktualnie się znajdowałem utwierdzała mnie w przekonaniu, że ci ludzie powinni dawno być zamknięci w ośrodku psychiatrycznym i nie mieć kontaktu z innymi ludźmi. Po paru minutach gdy w gabinecie panowała głucha cisza, zacząłem myśleć o incydencie z klamką, o płonących smugach na drzwiach gabinetu. Ale nadal jakoś nie chciało mi się w to wierzyć.
 

-Co Pan ma na myśli?- Odezwałem się już spokojniejszym tonem, a dyrektor wskazał na olbrzymią bibliotekę.
 

-Zapewne słyszałeś legendy o smokach.- Skończył mówić do mnie na per pan, przez co czułem się trochę mniej spięty.- Spróbuj choć trochę uwierzyć w to co zobaczysz.-Mruknął do mnie niezbyt zachęcającym tonem i kazał mi stanąć dokładnie parę centymetrów  przed książkami. Nie wiedziałem czy mam coś zrobić więc zerknąłem w bok, a w tej samej chwili wokół mnie zaczęły unosić się płaty białej farby. Spojrzałem na bibliotekę a książki zaczęły jakby się rozpadać. Zmrużyłem oczy bo biel zaczęła mnie oślepiać.



 Gdy znów podniosłem powieki wisiałem w powietrzu. Zacząłem machać zdesperowany rękami i nogami, jednak czułem grunt od nogami. Rozejrzałem się wokół siebie a nade mną przelatywały ogromne i zarazem przerażające, a przede wszystkim PRAWDZIWE SMOKI.  Nie bałem się. Byłem zafascynowany widząc jak stworzenia machają skrzydłami. Z ich gardeł wydobywały się gardłowe dźwięki, podobne słyszałem na filmach o dinozaurach. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, czując sie wolno tak samo jak smoki. Jednak sceneria zmieniła się. 

Ogień, strzały, kamienie i inna wszelaka broń leżała na szarej ziemi. Widziałem też martwe ciała ludzi ubranych w starożytne zbroje, a także smoki. Usłyszałem cichy szloch. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku i dostrzegłem największego smoka o szarym pancerzu. Przy jego głowie siedziała dziewczyna o czarnych włosach ubrana w zwiewną, białą suknię. Była w ciąży, a na jej sukni w okolicach brzucha widniał taki sam znak co na marmurowym smoku w gabinecie dyrektora.
 

Scena, znów uległa zmianie. Widywałem kobiety w ciąży z tym samym, rozpoznawalnym znakiem na różnych częściach ciała. Potem ukazywały mi się jakieś dzieci, które zionęły ogniem, latały, walczyły, niektóre z nich miały na twarzy łuski, jeszcze inne żółte oczy.
 

 Ostatni obraz jaki zobaczyłem była moja matka. Nie pytajcie mnie jak ją rozpoznałem, bo nigdy jej nie wiedziałem, ale po prostu wiedziałem, że to ona. Przy niej stał mężczyzna o ciemnych włosach i żółtych oczach, a na jego skroni widniał symbol.  Przeglądali się jakiemuś dziecku w łóżeczku. 

-Będzie wspaniałym Drakonem.- Odezwała się moja matka przytulając do siebie ciemnowłosego mężczyznę. 

-Będzie silny, w końcu to nasz syn.- Pocałował kobietę we włosy, obejmując ją w pasie.
 

Cała ta chwila bądź czyjeś wspomnienie zaczęło się rozlatywać. Pomału kawałki zaczęły się odrywać aż w końcu powróciłem do szkoły Nogard.
 

-Wiesz kim już jesteś?- Obudził mnie z transu głos dyrektora, który wpatrywał się we mnie zaciekawionym wzrokiem. 

-Tak.- Rzuciłem krótko.- Jestem Drakonem.- Odparłem pewnie i w pełni wiadomy co „Drakon” oznacza. Na mojej prawej skroni wypalił się Smoczy Znak, taki sam jak u człowieka o żółtych oczach, który był chyba moim prawdziwym ojcem.  






niedziela, 22 grudnia 2013

RODZIAL 1

RODZIAŁ 1 – UCZĘSZCZAM DO NOGARD- SZKOŁY DLA DZIWAKÓW.


Te dziesięć dni zleciało mi naprawdę szybko. Może dlatego, że całymi dniami robiłem to samo. Spałem do południa, zamawiałem jakieś niezdrowe jedzenie, czytałem książki albo patrzałem na telewizor. Chociaż kilka razy spacerowałem wokół tego małego jeziora, które znajdowało się niedaleko mojego domu. Właściwie to chodziłem tam po to, bo miałem złudną nadzieję, że spotkam jakiś rówieśników, którzy również wybrali się na spacer. Ale bez powodzenia. Gdy chodziłem nie spotykałem nikogo poza ptakami, jakimiś porzuconymi kotami i nawet nie widziałem tego staruszka, któremu przyglądałem się z okna parę dni temu.

Teraz siedziałem w domu i buszowałem w kuchni chcąc znaleźć coś normalnego do jedzenia. Ale wyglądało na to, że nic nie ma. Zerknąłem na zegarek, który wskazywał godzinę czternastą. Postanowiłem, więc iść do jakiegoś sklepu zrobić zakupy, żeby mieć coś do jedzenia  również w drodze do mojej nowej szkoły.
Osobiście mało wiedziałam na temat tego internatu. W zasadzie to wiedziałem tylko tyle, że to internat. Nie interesowało mnie to gdzie pojadę, z kim i co to w ogóle za szkoła. Nie nawiedziłem jej, ponieważ to ona będzie mnie oddzielać od ojca. Mimo, że tata często mnie irytował i denerwował to tak naprawdę chciałbym spędzić z nim trochę czasu. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś pojedziemy razem na fajne wakacje, tylko we dwoje. Nie jestem dobry w okazywaniu uczuć czy czymś takim, więc nie zdziwiłbym się gdyby mój ojciec pomyślał, że on mnie nie obchodzi.

Wziąłem swój telefon i pieniądze. Narzuciłem na siebie niedbale bluzę i wziąłem swoje stare adidasy, które były już nieźle zniszczone. Zerknąłem w lustro, które wisiało na ścianie i chwilę się sobie przyglądałem. Przez ułamek sekundy zastanawiałem się jak wyglądała mama.
Zamknąłem drzwi z głośnym hukiem i zarzuciłem kaptur czarnej bluzy na głowę. Mimo tego, że jest jeszcze sierpień pogoda nie wyglądała najlepiej. Deszczowe chmury wisiały nade mną, a od czasu do czasu powiewał zimny wiatr.

Po paru minutach oddaliłem się znacznie od domu, jednak nadal nigdzie nie spotkałem sklepu. Ale szedłem dalej przed siebie nie przejmując się tym, że z nieba zaczyna padać deszcz. W końcu gdy szedłem chodnikiem zauważyłem centrum miasta. Parę sklepików, jeden przystanek. To miasto było na prawdę małe. Nie mogli wysłać ojca do jakiegoś większego miasta? Westchnąłem tylko i ruszyłem do pierwszego lepszego sklepu. Wszedłem do środka a dzwonek zabrzęczał, gdy otworzyłem drzwi. Sprzedawca spojrzał na mnie znad gazety ale po chwili gdy już mnie zmierzył spojrzeniem wrócił do lektury.

-Dzień Dobry.- Mruknąłem smętnie i ruszyłem szybko przed siebie nie czekając na odpowiedź. Przechodziłem między regałami i sięgnąłem po parę kruchych ciastek oraz czekoladę. Wziąłem również parę butelek wody i jakieś bułki, które i tak nie wyglądały apetycznie jak z resztą wszystko w tym sklepie. Gdy stwierdziłem, że to wszystko podszedłem do sprzedawcy, on nawet nie zwrócił na mnie uwagi tylko dalej czytał stara gazetę.

Odchrząknąłem chcąc zwrócić na siebie uwagę.- Przepraszam?- Rzuciłem podirytowanym głosem. Dopiero wtedy mężczyzna o siwych włosach i białym fartuchu, który nie był zawiązany ze względu na jego ogromny brzuch, spojrzał na mnie małymi oczkami i odłożył gazetę marudząc pod nosem. Bez słowa przyglądał się produktom i podliczył cenę, którą miałem zapłacić. Ja nie pozostawałem mu dłużny. Z buntowniczą postawą rzuciłem pieniądze na ladę i zabrałem zakupy ze sobą. Ze zmieszaną mina wyszedłem na zewnątrz. W końcu jacyś ludzie się pokazali. –mruknąłem w myślach i przejechałem spojrzeniem po jakiejś kobiecie niosącej siatki, po paru autach i po dzieciach, które biegały. Jednak moja uwagę przykuł ktoś inny. Masywna postać ubrana cała na czarno wpatrywała się wprost na mnie. Nie widziałem oczu, czy nawet twarzy bo kaptur owej postaci wszystko zasłaniał, jednak dreszcze, które przebiegły mi po plecach wywołane były lodowatym spojrzeniem nieznajomego. Przełknąłem ślinę i już chciałem iść do domu ale nie mogłem się ruszyć. Dosłownie. Spanikowany rozglądałem się wokół aby kogoś zawołać ale nie umiałem poruszyć nawet językiem. Nagle usłyszałem dźwięk głośnego silnika samochodu, który przejechał przede mną. Wtedy na chwilę straciłem z oczu nieznajomą czarną postać. Przejazd samochodu trwał parę sekund, ale gdy chciałem znów przyjrzeć się osobnikowi, już go niebyło. Zrobiłem krok w tył i nadal zdezorientowany wpatrywałem się z uniesionymi wysoko brwiami w miejsce gdzie stał ktoś, kto sprawił, że nie mogłem się poruszać.
Puściłem się biegiem do domu. Ani na moment się nie zatrzymywałem choćby na moment. Ledwo łapałem oddech ale coś kazało mi biec do domu i nie zatrzymywać się. Reklamówka z jedzeniem głośno szeleściła ale ja tego nie słyszałem.

Wpadłem do domu i zamknąłem drzwi za sobą na klucz, o czym opadłem na ziemię.

-Co to było?- Wydyszałem biorąc cały czas głębokie wdechy. Puściłem reklamówkę i przetarłem oczy. Nie wiedziałem co myśleć tylko siedziałem bezradnie dwie godziny pod tymi drzwiami. Próbowałem jakoś to sobie wytłumaczyć, ale jedyne co zrozumiałem to to, że jestem zmęczony i może zaczynam świrować. Ale bardziej postawiłem na to drugie.

~PUK PUK~

Gdy ktoś zapukał do drzwi myślałem, że na chwilę stanęło mi serce ale w miarę szybko się uspokoiłem i otworzyłem drzwi. Przede mną stał mój ojciec.

-Cześć synu.- Odparł i wyminął mnie w drzwiach. Ciągnął za sobą małą walizkę i zgniatał pod pachą jakieś rulony.

- Jestem ciekaw czym ty byłeś tak bardzo zajęty, że nie rozpakowałeś tych kartonów.- Usłyszałem z kuchni, ale ja tylko zamknąłem drzwi i ruszyłem do góry.  Zaświeciłem światło bo za oknem było już całkiem ciemno. Wyciągnąłem walizkę i rzuciłem ją agresywnie na łóżko. Zerknąłem na kalendarz i dopiero teraz zorientowałem się, że ta głupia konferencja trwała dużo więcej niż cztery dni. Otworzyłem szafę i zacząłem się pakować. Zabrałem swoje ubrania, przybory toaletowe, zeszyty, książki, których będę potrzebować w szkole oraz spakowałem te książki, które czytam dla przyjemności. Po godzinie położyłem ostrożnie walizkę na ziemię i uznałem, że wszystko czego potrzebowałem jest spakowane. Przebrałem się i położyłem do łóżka. Ustawiłem budzik na szóstą rano i postawiłem go na szafce nocnej. Zakryłem swoją twarz dłońmi i wydałem z siebie głośne westchnięcie. Rozmyślałem co dziś zaszło przed sklepem ale coraz bardziej zaczynałem wierzyć, że po prostu mi się zdawało. Przecież to nie możliwe żebym nie potrafił się ruszać.
-Mam zbyt bujną wyobraźnię.- mruknąłem pod nosem i przekręciłem się na bok. Zamknąłem oczy próbując zasnąć.


W moich uszach zadzwonił przeokropny dźwięk, który wyrwał mnie ze słodkiego i spokojnego snu. Zezłoszczony, wstałem gwałtownie wziąłem budzik,  szybko otworzyłem okno i mocno się zamachnąłem wyrzucając mechanizm. Z trzaskiem zamknąłem okno i usiadłem na łóżku. Najwidoczniej dzisiejszy dzień będzie dniem, w którym wszyscy mnie denerwują i irytują. Ale postanowiłem być dziś otwarty przynajmniej gdy już dotrę do tej szkoły. Co jak co ale nie chce znowu być odludkiem. Spakowałem swój plecak, do którego włożyłem swoją starą legitymację szkolną , ciastka oraz wodę, które kupiłem w sklepie. Od razu przypomniał mi się incydent z sparaliżowaniem mojego ciała, jednak dziś pamiętałem to jak przez mgłę.

-Nicholas, wstałeś?!- rozległ się głos taty w całym domu. Nieco się zdziwiłem, bo to naprawdę rzadkość usłyszeć gdy podnosi ton głosu. Otworzyłem drzwi od mojego pokoju i wystawiłem przez nie głowę.

-Tak, już schodzę!- Odkrzyknąłem mu i wróciłem się po swoją ciemno-zieloną walizkę, którą zniosłem po schodach. Kartony, które jeszcze wczoraj walały się po podłodze, zniknęły. Szafki były pozapełniane rzeczami taty i nawet lodówka była pełna. Nieco się skrzywiłem widząc tyle jedzenia w naszym domu. Nie mógł uzupełnić wszystkich zapasów zanim wyjechał? No tak, mój ojciec przecież się o mnie nie martwi, zapomniałem.

-Za dziesięć minut jedziemy, spakuj do auta wszystkie rzeczy jakie potrzebujesz.- Odparł nawet na mnie nie patrząc. Siedział przy ladzie popijając czarną kawę a przed nim leżał laptop, a na jego monitorze widniały kolorowe wykresy.
Podszedłem do półki gdzie znajdował się chleb i zadowolony wyciągnąłem dwa rogaliki, które chciałem także zostawić sobie na podróż. Nie wiedziałem ile będzie trwać podróż, bo nawet nie wiedziałem gdzie jadę ale jedzenia nigdy dość, prawda? . Oparłem się o blat i zmierzyłem wzrokiem ojca, który dalej wzrok miał wbity w komputer.

-Tato, gdzie jest w ogóle ta szkoła?- Zagadnąłem i po chwili zerknąłem kątem oka na niego.

-W Londynie.- powiedział krótko i znów wrócił do wpisywania czegoś na klawiaturze.
Pokiwałem głową i westchnąłem cicho.- Swoją drogą, to gdzie my teraz jesteśmy?- Mruknąłem pod nosem. Taka była prawda, że nawet nie wiedziałem gdzie mieszkam. Nie specjalnie mnie to interesowało ale skoro zacząłem jakoś rozmowę z ojcem to można to kontynuować. Natomiast on oderwał wzrok od monitora co nieźle mnie zaskoczyło i zmierzył mnie pełnym oburzenia wzrokiem.

-Nicholas nie jesteś już dzieckiem.- Rzucił zmarnowany i ściągnął okulary pocierając oczy.- Mieszkamy w Cambridge, powinieneś to wiedzieć.- w jego tonie głosu zabrzmiało oskarżenie.- Nawet małe dzieci wiedzą gdzie mieszkają.- Pokręcił głową i znów jego oczy powróciły do jakże interesujących wykresów.

-Może bym wiedział gdybyś czasem ze mną rozmawiał.- Warknąłem w jego stronę i szybko opuściłem kuchnię. Wszedłem do swojego pokoju  i spakowałem rogaliki oraz książkę, którą naszykowałem wczoraj wieczorem. Zarzuciłem plecak na jedno ramię i zszedłem na dół. Ubrałem te same zniszczone adidasy co wczoraj i granatową bluzę. Zabrałem walizkę i wyszedłem z domu nie czekając na tatę. Włożyłem swoje rzeczy do bagażnika i wsiadłem do auta. Zapiąłem pasy, podłączyłem słuchawki do telefonu i od razu włożyłem je do uszu puszczając głośno piosenkę Nirvany Smells Like Teen Spirit. Po paru minutach tata także zawitał w naszym Audi A8 D2. Zamknąłem oczy wsłuchując się w piosnkę. Po chwili usnąłem.




Nie wiedziałem ile spałem ale gdy otworzyłem oczy za szybą było granatowo. Staliśmy w korku, między oświetlonymi budynkami. W jednych z nim rozpoznałem hotele a w innych jakieś restauracje.  Po chwili auto znów ruszyło przed siebie a ja zobaczyłem coś co widziałem tylko na zdjęciach. Big-ben, London eye. Nie wiem czy tata zrobił to specjalnie, że przejeżdżaliśmy koło tych miejsca w takim stopniu abym mógł się im dobrze przyjrzeć. Z przyjemnością przyglądałem się przechodnią, ulicą i wszystkiemu innemu co dziś zobaczyłem. To wprawiło mnie naprawdę w dobry nastój. Kolorowe światła odbijały się w moich czarnych oczach, a na mojej twarzy pojawił się rzadki uśmiech. Niestety nasza przejażdżka dobiegła końca. Zaczęliśmy się oddalać od zabudowanego i tętniącego życiem Londynu. Westchnąłem cicho pod nosem postanawiając, że kiedy będzie mógł wybiorę się do tego miasta. Moim oczom ukazał się las, nie duży jednak bardzo gęsty. Gdy przez niego przejechaliśmy ukazał mi się budynek o brązowym kolorze z białym dachem. Wokół niego rozprzestrzeniał się ogromny trawnik równo przystrzyżony. Podniosłem się na siedzeniu będąc pod niezłym wrażeniem wyglądu tej szkoły. Główne wejście było poprzedzane ogromnymi schodami. Cztery wieże były oświetlone niebieskim światłem przez co można było zobaczyć flagi, które przedstawiały jakieś dzikie zwierzę na białym tle. Przed szkołą było pełno aut oraz ludzi. Tata w końcu zatrzymał auto i wysiadł, ja także poszedłem w jego kroki. Nadal przypatrując się bogactwie architektury uniosłem delikatnie kąciki ust do góry. Nawet nie zorientowałem się gdy ojciec stanął koło mnie z moja walizką, także wpatrując się w szkołę.

-Tutaj poznałem się z twoją mamą.- Oznajmił niespodziewanie, a ja natomiast spojrzałem na niego zszokowany. Ojciec uśmiechnął się do mnie krzywo.- To aż takie dziwne, że o niej mówię?- Westchnął żałosnym tonem. Sam nie wiedziałem co odpowiedzieć. Już otworzyłem usta żeby się odezwać ale ten tylko w zamyśleniu ruszył przed siebie. Ja byłem na prawdę zszokowany! Ale mimo tego wziąłem walizkę i plecak po czym ruszyłem za tatą. Nagle gdy już byłem na chodniku walizka wyleciała mi z ręki. Spojrzałem na ziemię gdzie leżała, jednak zmarszczyłem czoło ponieważ leżały dwie takie same walizki. Przesunąłem wzrok dalej i ujrzałem dziewczynę o blond włosach i orzechowych oczach, które patrzyły na mnie ze złością. Dziewczyna była mniej więcej w moim wieku i niższa ode mnie co nie wiadomo czemu dało mi satysfakcję. Ubrana była w ciemne jeansy, białą bluzkę i skórzaną kurtkę.

-Patrz jak chodzisz.- Rzuciła niemiło w moja stronę i wzięła swoją walizkę.

-Milutka.- Stwierdziłem pod nosem odprowadzając ja wzrokiem. Wyszukałem spojrzeniem ojca i kierowałem się w tą samą stronę co on czyli do głównego wejścia.  W środku panował wręcz królewski klimat. W holu głównym wisiał ogromny złoty żyrandol. Naprzeciw nas rozchodziły się schody do góry a następnie w prawo i lewo. Tak samo rozchodziły się też korytarze ale jeszcze nie wiedziałem gdzie prowadzą.

-Nicholas, słuchaj.- Zaczął mój ojciec.- Tutaj się już rozstaniemy, poradzisz sobie.- Wcisnął mi do ręki jakiś list.-  Tutaj jest twój formularz, w którym potwierdzają twoje przyjęcie.- Uśmiechnął się krótko.- Poza tym ja już musze iść, rano idę do pracy.- Oznajmił na co ja pokręciłem głową.

-Czekaj , musisz mi wyjaśnić- sprzeciwiłem się.- Na pierwszy rzut oka widać, że ta szkoła nie jest dla mnie.- rzuciłem zniesmaczony przejeżdżając wzrokiem po uczniach.- Przecież to szkoła dla ważniaków i geniuszy.- Jednakże tata spojrzał po mnie i powiedział tylko:

 -Uwierz mi Nicholas, że w tym miejscu będziesz bezpieczny.- Poklepał mnie lekko po ramieniu co wydał mi się nieco dziwnym gestem z jego strony.- Tylko nie rozwal tej szkoły.- Westchnął cicho i odwrócił się na pięcie.

  Stałem jak kołek. Bezpieczny? Czy on sobie żartuje?! Po prostu chce się mnie pozbyć! Ale czy to powinno być dla mnie nowością? Po raz kolejny tego dnia westchnąłem jednak moje użalanie się nad sobą przerwał szmer i ktoś pociągnął mnie do przodu, przed schody. Rozejrzałem się wokoło i wszyscy uczniowie stali przodem do schodów jakby czekając na coś. I faktycznie jak na zawołanie na środek schodów zeszedł mężczyzna w szarym garniturze. Był to starszy człowiek, o szarej brodzie i grymasie na twarzy. Dziwnie wyglądał jak próbował się uśmiechnąć.

    - Witam was drodzy uczniowie!- jego głos rozległ się chyba o tej całej szkole.- Kolejny rok w Szkole Nograd.- Rozłożył ręce jak papież. Pomyślałem, że ten facet musi być samouwielbionym idiotą.- Ten rok nauki będzie dla niektórych bardzo ciężki, musicie ciężko pracować aby przeżyć!- Po chwili roześmiał się a ja stwierdziłem, że to po prostu idiota. –Zostawcie swoje bagaże i udajcie się na kolację. Pan Lev przy wejściu będzie sprawdzał wasze formularze. Po kolacji na tablicach zostaną wywieszone wasze nazwiska oraz przydział do pokoi.- Klasnął i wskazał na lewy korytarz.- Chodźmy.
Wszyscy jak na zawołanie zaczęli się przepychać jakby ten cały Pan Lev miał im uciec. W końcu po paru minutach stałem upchany w kolejce, która ciągnęła się aż na schody, które były na dworze. Coraz bardziej nie lubiłem tej szkoły.
 
 Nagle poczułem, jakby przejechał ręką po moich plecach. Tylko problem był taki, że na plecach miałem plecak. Gwałtownie się obróciłem a za mną stał jakiś chłopak.

-Sory stary ale w tym twoim plecaku coś niesamowicie pachnie! Co tam masz?- Zachwycił się chłopak o oliwkowym odcieniu skóry. Był o parę centymetrów wyższy niż ja. Jego oczy były niesamowicie zielone, natomiast włosy były brązowe. Spojrzałem po nim jak po kretynie, ale on chyba tego nie zauważył bo cały czas się do mnie głupio uśmiechał. Ludzie tutaj są serio jacyś nienormalni. Przynajmniej takie jest moje pierwsze wrażenie.

-Przecież zaraz i tak dostaniesz kolację.- Zauważyłem i zapiąłem plecak mierząc go nieufnym spojrzeniem.

-Tak, wiem, wiem ale jak poczułem zapach to mogłem się powstrzymać.- Jego uśmiech znikł.- Przepraszam.- rzucił i westchnął cicho.- Po prostu nikogo  tu nie znam i wiesz…- Wzruszył ramionami a jego zielone oczy nieco przygasły. Trochę to dziwne ale poniekąd go rozumiałem, choć obrał sobie dość dziwny sposób na poznanie kogoś.

-Jestem Nick.- Wyciągnąłem rękę w jego stronę, a on najpierw zdziwiony uścisnął moja dłoń.

-Ja jestem Oliver, fajnie cie poznać.- Uśmiechnął się ponownie, a ja odwzajemniłem słabo uśmiech. –Pierwszy raz w tej szkole?- zagadnął.

-Taak.- Odowiedziałem powoli i  przeczesałem ręką włosy bo cały czas padały mi na czoło co już mnie irytowało.

-Ja też, ale mój brat też tu chodził…- Ściszył głos a jego wzrok pobiegł za dziewczyną, która przeszła właśnie koło nas. Uniosłem zagadkowo brew do góry, jednak nie odezwałem się słowem tylko odwróciłem do przodu chcą zobaczyć ile jeszcze osób stoi przede mną. Okazało się, że osoba przede mną właśnie podeszłą do stołu. Ta jadalnia była niesamowita, jednak zwróciłem oczy na Pana Lev, któremu podałem list. On szybko go przejrzał i pozwolił mi przejść. Zatrzymałem się przyglądając się dziwnemu stołowi, jednak uśmiechnąłem się nieco.

Zazwyczaj gdy mówi się o jadalni w szkołach to ma się na myśli parę stolików czy coś w tym stylu. Tutaj było coś zupełnie innego! Na środku ogromnej sali znajdował się stół zawinięty jak spirala. To był na prawdę ciekawy pomysł dzięki czemu chyba żaden uczeń nie mógł poczuć się samotny podczas posiłku.  Na ścianach sali widniały przeróżne obrazy przedstawiające jakieś wzgórza, smoki i różne inne rzeczy, którym nie zdarzyłem się przyjrzeć. W ścianach również gościły złote świeczniki. Nad spiralnym stołem wisiał taki sam żyrandol jak w holu tylko, że dużo bardziej błyszczał.

Ktoś klepnął mnie w plecy co spowodował zjechaniem mojego plecaka.- Robi wrażenie co nie? –Odezwał się Oliver za moimi plecami.

-Tak, nieźle wygląda.- Przyznałem.

-A myślałem, że ty nie umiesz się uśmiechać.- Rzucił z cwaniackim uśmieszkiem zielonooki.

 Nic mu nie odpowiedziałem, jednak odwróciłem głowę w bok żeby nie widział mojej twarzy Natomiast Oliver roześmiał się tylko jakby usłyszał jakiś niezły kawał.

-Chodźmy usiąść bo umieram z głodu.- Odparł wycierając łzy z oczu i pociągnął mnie za ramię w stornę spiralnego stołu. Myślałem, ze będzie kłopot z przejściem do środka jednak było sporo miejsca na przejście. Usiedliśmy a Oliver od razu rzucił się na jedzenie, najwidoczniej był strasznie głodny. Jak także sięgnąłem po steka ale moją uwagę przyciągnęła jasnowłosa dziewczyna, którą dziś spotkałem. Szturchnąłem Olivera łokciem a ten z pełnymi ustami spojrzał na mnie.

-Kto to jest?- Wskazałem podbródkiem na posiadaczkę brązowych oczu. Siedziała dumnie koło dziewczyny w kucyku o rudych włosach z niebieskimi oczami.  Oliver także podążył za moim spojrzeniem. Gdy ją zobaczył nieco się zakrztusił.

-Nie wiem ale niezła jest.- Uśmiechnął się radośnie gdy już przełknął to co miał w ustach.- No chyba, że ty ją bierzesz.- uśmiechnął się jednoznacznie, natomiast ja pokręciłem głową.

-Nic z tych rzeczy, po prostu chciałem wiedzieć jak się nazywa osoba, której chce unikać.-posłałem jej ostatnie spojrzenie i ona w tym samym momencie spojrzała wprost na mnie. Nie robiła tego ukrycie, tylko odważnie patrzała mi w oczy. Potem gdyby nigdy nic sięgnęła po dzban i nalała sobie herbaty. Nie chciałem być pesymistą, ale już wiedziałem, że będę mieć jakieś kłopoty właśnie z nią.

Jednak swoją uwagę skupiłem a jedzeniu. Na stole było mało miejsca, ze we względu na ilość serwowanych potraw. Niektóre potrawy wyglądały dość dziwnie, jakby ktoś wyrwał jakiemuś zwierzęciu serce i położył je na złotej misy. Ku mojemu zdziwieniu chłopak obok mnie zachłannie jadł owe ‘’serce”. Ja natomiast wzruszyłem ramionami i wziąłem stek.

To jedzenie było przepyszne! Poważnie! Pomyślcie waszej ulubionej potrawie, a teraz wyobraźcie sobie, że jedzenie w Nograd jest sto razy lepsze!

Zachłannie jadłem praktycznie wszystko, nawet te mięso, które podejrzliwie podchodziło mi pod serce albo inne wnętrzności. Ale w końcu gdy już się najadłem odetchnąłem z ulgą. Czułem się niesamowicie, tak jakbym dostał zastrzyk energii. Sam do końca nie wiem czemu tak się czułem, ale aktualnie mi to nie przeszkadzało.

-To jedzenie jest….- Odezwał się Oliver gdy oparł się o oparcie krzesła i spojrzał na mnie.- Nawet nie mam słów na to.- Zaśmiał się cicho.

-Taak, ciekawe co sprawa, że to jedzenie jest takie dobre?- Zmarszczyłem delikatnie brwi, przyglądając się podejrzliwie potrawom, które w mgnieniu oka znikały z półmisków.

- To na pewno Sanguinea  .- powiedział jakby to było oczywiste. Ja natomiast zerkałem na niego nieco zaciekawiony. Nie znałem się na roślinach i tak dalej, jednak nigdy nie słyszałem o takiej przyprawie.

-Co to jest?- Zapytałem spoglądając na zielonookiego. Ten natomiast spojrzał na mnie, jakbym go obraził.

-No jak to co?- Bąknął, spoglądając na mnie zdziwiony.-To kwiat, który dodaje nam siły. - Westchnął i podciągnął się na krześle.- Dla Ignarusów trujący, a nam dodaje siły.- Uśmiechnął się dumnie. Na początku myślałem, że Oliver to całkiem fajny chłopak, z którym uda mi się zakolegować. Jednak teraz chciałem się od niego trzymać jak najdalej.  Mówi o jakiś Ignaru...czymś tam, do tego mówi, że ten cały Miłek Wiosenny dodaje nam siły. Przyglądałem mu się doszukując się jakiś szczegółów, które go zdradzą, że powinien się jak najszybciej znaleźć w psychiatryku, jednak niczego się takiego nie doszukałem.

-Okeej…- Mruknąłem cicho pod nosem, a w moim tonie głosie pewnie pobrzmiewało niedowierzenie. Oliver wbił we mnie nerwowe spojrzenie i już otworzył usta, żeby coś powiedzieć ale przerwał mu odgłos dzwona. Przy drzwiach pojawiło się parę osób. Wyglądali na osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Ubrani byli w szkolne mundurki, przynajmniej tak to wyglądało. Wszyscy nosili czarne spodnie, a na ich ramionach widniały jakby szlafroki, tyle że były wykonane z cienkiego materiału w kolorze białym. A na ich plecach ukazana była głowa smoka. To na pewno był herb Nogard. Razem było ich sześciu: trzy dziewczyn i trzech chłopaków. Zagrodzili nam wyjście z jadalni, a przed nas wyszedł chłopak o krótkich ciemnych włosach i dosłownie czerwonych oczach, na pewno nosił jakieś soczewki.

-Starsze roczniki wiedzą jakie są  tu zasady.- Odezwał się a jego ton głosu był bardzo niski.- Nazywam się  Anthony Ward i jestem tutaj Prefektem.- Splótł ręce za swoimi plecami i wodził po nas surowym wzrokiem.- W Nogard jest sześciu prefektów, rozpoznacie nas po naszym ubiorze i po odznakach.- Uniósł do góry czarną broszkę, jednak nie zdążyłem się jej przyjrzeć.- Rozpiska waszych pokoi jest już wywieszona na holu. Gdy będziecie w waszych dormitoriach macie przeczytać regulamin, który na was tam czeka.- Po tych słowach obiecałem sobie, że uważnie przeczytam ten cały regulamin, jak chyba każdy z nowych uczniów. Postawa Anthony’ego Ward’a miała na nas tak duży wpływ, że staliśmy praktycznie na baczność.

Chwilę jeszcze mierzył nas spojrzeniem, a w ostatnich sekundach zatrzymał wzrok na mnie. Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Następnie odsunął się na bok wraz z pięcioma prefektami. O dziwo spokojnym krokiem wszyscy pierwszo roczni, w tym ja udaliśmy się pod tablicę, która wisiała na ścianie. Była ogromna! A ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak dużo uczniów uczęszcza do Nogard School. Zmrużyłem oczy szukając swojego nazwiska, jednak to było nieco trudne, ponieważ na olbrzymiej tablicy widniało mnóstwo nazwisk podobnych do Cross. Po chwili ktoś uderzył mnie w ramię i zaśmiał się przy moim uchu.

-No popatrz Nick, jesteśmy razem w pokoju.- Zerknąłem na Olivera, który opierał się o moje ramię. Może koleś powinien się iść leczyć ale przynajmniej jedną osobę już znam. Uśmiechnąłem się w jego kierunku i pokiwałem głową.

-Jedyna dobra rzecz, która mnie dziś spotkała.- Mruknąłem, a blond włosa dziewczyna przyglądała mi się ponownie. Nie wiedziałem czemu ale nie chcąc jej być dłużny wpatrywałem się w jej magnetyzujące brązowe oczy.

-Charlotte, jesteśmy razem w pokoju!- Jakaś dziewczyna uwiesiła się jej na szyi przerywając nasze spojrzenia. Wtedy też Oliver popchnął mnie a Pan Lev prowadził nas do swoich pokoi.




sobota, 21 grudnia 2013

Prolog.

PROLOG
   
Mieliście kiedyś pechowy dzień? Ale dzień nie taki, w którym zgubiliście trochę kasy albo coś ważnego. Chodzi mi o tak bardzo pechowy dzień, w którym traficie do jakiegoś chorego miejsca, gdzie ludzie uważają, że uratujesz świat przed nie wiadomo czym. Do tego trafisz tu z najbardziej nienormalnymi nastolatkami w kraju. Taa, to był mój najbardziej pechowy dzień w życiu, gdy trafiłem do Nogard School.

Nazywam się Nicholas Cross, ale mówcie mi Nick jeśli już musicie. Mam piętnaście lat, a niedawno przeprowadziłem się z Nowego Yorku do Anglii. Spora odległość, co nie? W każdym razie mój wiecznie zapracowany ojciec Alexander Cross po prostu został tu przeniesiony z pracy, jego akurat mało obchodziło czy ta przeprowadzka mnie ucieszy czy nie. Ojciec żeby jeszcze bardziej mnie od siebie odizolować zapisał mnie do szkoły z internatem, do której będę chodził od września. Czyli za dziesięć dni. Właściwie to nie dziwię się mojemu tacie, że chce mnie mieć jak najdalej od siebie. Ponoć strasznie mu przypominam mamę. A właśnie. Nie wspomniałem o kobiecie, która niechcący mnie urodziła. Miała czarne włosy i oczy, jak ja. Z tego co wiem była zawsze roztargniona, pełna energii, a kłopoty wprost ją uwielbiały, co akurat po niej odziedziczyłem. Często byłem już na komisariacie policji z przeróżnych powodów, a wszystko po to żeby zwrócić czyjaś uwagę na siebie, tak w każdym razie mówił mój psycholog.  Matka zginęła w jakimś wypadku samochodowym. Tyle wiem, bo mój tata niezbyt lubi o niej mówić, właściwie to on chyba o niczym nie lubi mówi.

Aktualnie stałem w swoim nowym pokoju, który będzie ‘’moim’’ pokojem tylko zanim nie pójdę do szkoły i na wakacje o ile będę miał ochotę wrócić, bo nie sądzę żeby tata zauważył czy jestem w domu czy też nie. W pokoju unosił się zapach kurzu, ściany były pomalowane na brzydki szary kolor, a wykładzina na podłodze odchodziła w niektórych miejscach. Łóżko stało naprzeciw drzwi. Szafa i biurko po prawej stronie ciasnego pokoju.  Gapiłem się przez okno na jakieś małe jezioro, przy którym siedział starszy pan i chyba przysnął. Obok niego stała wędka, mały drewniany stoli i jeszcze parę rzeczy, których mój słaby wzrok nie potrafił dojrzeć. Przetarłem zmęczona twarz i chwiejnym krokiem podszedłem do łóżka, które okazało się strasznie twarde. Poruszyłem nogami przez co kopnąłem w tekturowy karton, w którym znajdowały się moje książki. Podniosłem się do siadu i schyliłem się do pudła. Jedyne co na prawdę kochałem to książki. Uwielbiałem czytać ten rodzaj książek, które przenosiły cię w jakieś miejsce, poznawało się nowych bohaterów i ich przygody, o których ja mogłem tylko pomarzyć. 

Przeciągnąłem się i zszedłem na dół, ponieważ mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Po całym domu walały się kartony i meble opakowane w folię. Nagle do moich uszu doszedł jakiś dźwięk tłuczonego szkła. Zaciekawiony przyspieszyłem kroku a koło drzwi wejściowych ujrzałem nikogo innego niż mojego ojca. Ubrany był jak zwykle w kraciastą koszulę, stare spodnie, a na jego nosie widniały okulary o grubych prawkach. Przeniosłem wzrok nieco niżej i zauważyłem, że na ziemi leży potłuczony wazon mojej ciotki Stefani, która co roku na święta przysyłała nam jakąś porcelanę.

-O, Nicholas. Mógłbyś to posprzątać, ja muszę wyjść.- Rzucił ojciec gdy mnie zobaczył. Jego jasne włosy były zmierzwione, a po prawej stornie odstawały we wszystkie kierunki świata.

-Taa, jasne.- Mruknąłem cicho mierząc go dość surowym wzrokiem. Miałem za złe ojcu, że myśli tylko i wyłącznie o pracy a swojego syna potrzebuje tylko żeby posprzątać zbity wazon.

-Wrócę dziś późno z pracy.- Oznajmił gdy zapinał czarny płaszcz.- A po jutrze wyjadę na konferencję, które będzie trwała trzy, góra cztery dni.- Oznajmił i wziął swoją skórzaną teczkę do reki, po czym spojrzał po mnie.- Nie puść domu z dymem, Nicholas.- Jego ton głosu był surowy, ale niebieskie oczy tak jak zawsze połyskiwały szaleństwem.

-Będę grzeczny.-Uśmiechnąłem się krzywo do drzwi wejściowych, przez które tata wyszedł parę minut temu. Westchnąłem ciężko i wcisnąłem dłonie do kieszeni moich spodni. Poszedłem do kuchni i na chwile przystanąłem. W moich uszach aż piszczało od ciszy, która mnie otaczała. Gdy spoglądałem na nierozpakowane kartony i pusty dom, poczułem się niesamowicie samotny. Jednak nie chcąc o tym wszystkim myśleć wyciągnąłem z lodówki lody, które tam wcześniej dałem  i udałem się do swojego pokoju. Usiadłem na niemiłosiernie twardym łóżku i otworzyłem plastikowe opakowanie z lodami cytrynowymi i sięgnąłem po jedną z książek, która leżała w tekturowym pudle. Oparłem się o ścianę i otworzyłem na zaznaczonej stronie.


Jedyne marzenie, które miałem w tamtej chwili to nigdy ale to nigdy nie powrócić do rzeczywistości tylko zostać w tej książce. 



(Witaam wszystkich blogerów i czytelników :D No, dziś powstał nowy blog z trochę nietypowym wątkiem. Przynajmniej mam taka nadzieję :D Zapraszam do czytała :) )